Eurodeputowani Komisji Wolności Obywatelskich zapowiedzieli, że Parlament Europejski nie zgodzi się na słaby mechanizm uwarunkowania wydawania unijnych pieniędzy od przestrzegania zasad państwa prawa. Komisja debatowała na temat propozycji mechanizmu, którą przedstawiła we środę niemiecka prezydencja. Także KE podtrzymała swoją najostrzejszą wersję mechanizmu "pieniądze za praworządność". Wkrótce mają zacząć się w tej sprawie negocjacje między PE, KE a Radą UE.

W Parlamencie Europejskim jest wyraźna większość za mocnym mechanizmem warunkowości. "Rzadko się zdarza, że jesteśmy tak zjednoczeni w PE" - zauważała Sophie in 't Veld z frakcji liberałów.

Eurodeputowani chcą, by decyzje o odbieraniu pieniędzy zapadały łatwiej i szybciej niż proponują Niemcy. Większość uczestników debaty opowiedziała się za tzw. odwróconą większością tak, by decyzja o zamrażaniu środków była praktycznie automatyczna po wniosku KE. Mogłaby ją zastopować dopiero większość państw członkowskich (tzw. odwrócona większość kwalifikowana).

Europosłowie nie chcą także dawać krajom, które łamią praworządność, możliwości opóźniania w nieskończoność procedury. "Niepokoi nas, że (wg niemieckiej propozycji - red.) państwa członkowskie mogą przekazywać sprawę na szczyt UE. Może to opóźnić w nieskończoność całą procedurę" - mówiła Eider Gardiazábal Rubial z frakcji socjaldemokratów (S&D).

Europosłowie chcą także chronić końcowych beneficjentów, by karać władzę centralną a nie samorządy czy organizacje pozarządowe. Komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders popierał ten postulat zapewniając, że KE pracuje nad sposobami, by pieniądze trafiały od razu do beneficjentów a nie do kasy państwa, które łamie praworządność.

Chwilami debata była emocjonalna. Eurodeputowany z delegacji PiS-u Patryk Jaki zarzucał europosłom brak podstaw prawnych dla takiego mechanizmu. "Chcecie bronić prawa, a sami to prawo łamiecie" - wołał. 

Brigit Sippel z frakcji socjaldemokratów apelowała z kolei, by "demokraci we wszystkich instytucjach" trzymali się razem, aby "zwalczać chore demokracje i rozprzestrzenianie się małych dyktatur w Europie". 

To z kolei zdenerwowało Jadwigę Wiśniewską z PiS-u. "Nie życzę sobie języka, w którym zwraca się do innych państw członkowskich używając określenia małe dyktatury (przypis. nota bene Sippel nie wymieniła z nazwy Polski - red.). Wiśniewska apelowała o interwencję do  przewodniczącego obradom Ferdynanda Lopeza Aguilara i nazwała tę wypowiedź "bezczelnym hejtem".

 

Opracowanie: