Polityczna przyszłość brytyjskiej premier Liz Truss stoi pod olbrzymim znakiem zapytania. Coraz więcej posłów rządzącej Partii Konserwatywnej domaga się jej rezygnacji. Upadek politycznej reputacji i obowiązujących standardów - nad tym najbardziej lamentują komentatorzy.

Podczas wczorajszego głosowania, które miało być dowodem faktycznego poparcia dla rządu, doszło do użycia przemocy fizycznej i brutalnego mobbingu. Posłowie nie głosują w Izbie Gmin podnosząc do góry rękę, ani nie naciskają elektronicznych guzików - muszą udać się do jednej albo drugiej komnaty, które oznaczają decyzję na tak lub nie. I to w tym kontekście doszło do przepychanek, które miały "pomóc" konserwatystom podjąć właściwą decyzję. Podająca się do dymisji w tym samym czasie minister spraw wewnętrznych Suella Braveman, w liście tłumaczącym swoje odejście nie pozostawiła na premier Liz Truss suchej nitki. "Nie można popełniać błędów, udawać, że nic się nie dzieje i liczyć ze problem magicznie zniknie. To nie jest poważna polityka" - napisała. Słowem, które najczęściej pojawia się w ustach komentatorów, jest chaos. Obowiązujące w polityce standardy zdają się umierać na naszych oczach. Rządząca partia na własne życzenie dokonuje zbiorowego harakiri. 

Mea culpa

Nieprzemyślana korekta budżetowa Liz Truss, która zakładała obniżenie podatków i zwiększenie zadłużenia publicznego, doprowadziła na Wyspach do  największego kryzysu gospodarczego ostatnich kilkudziesięciu lat. Rząd zmuszony został do spektakularnego i poniżającego odwrotu, a ceną tej decyzji była dymisja ministra finansów - kozła ofiarnego politycznej awantury. Najczęściej pojawiającym się pytaniem jest to, dlaczego Liz Truss nadal jest premierem. Według komentatorów, poziomu indolencji i niekompetencji, jaki pokazała od chwili przejęcia urzędu, nie da się porównać z żadnym jej poprzednikiem lub poprzedniczką, którzy zajmowali biuro na Downing Street. W kulisach tych wydarzeń wciąż czai się widmo brexitu, który komplikuje wzrost gospodarczy. Według najnowszych badań, poziom eksportu z krajami Unii Europejskiej obniżył się o 16 proc., a import spadał  o 20 proc.

Co się dzieje?

Wydarzenia ostatnich 24 godzin porównywane są do słynnych przepychanek, do jakich dochodziło niegdyś we włoskim parlamencie. Większość obserwatorów uważa, że dni premier Liz Truss w rezydencji na Downing Street są policzone. Pozostaje jednak trudna do przewidzenie kwestia sposobu jej odejścia. Ja się nie poddaje, walczę do końca - krzyczała w Izbie Gmin brytyjska premier, uderzając ministerialną teką o mównicę. Jak w przypadku jej poprzednika Borisa Johnsona, istnieją procedury, które mogą uciszyć jej krzyk. Samodzielnie nie poda się do dymisji - to raczej oczywiste. Brak politycznej wyobraźni nie zakłada takiego wyjścia. Ale jeśli połowa posłów partii konserwatystów pisemnie wyrazi swój sprzeciw, Partię Konserwatywną czekać będzie ponownie wybór lidera. Coraz bardziej prawdopodobnym wydaje się jednak głosowanie nad wotum nieufności wobec całego rządu na forum Izby Gmin. Przedterminowe wybory parlamentarne mogą czekać za rogiem.

Opracowanie: