Osoby podejrzane o prowadzenie w Stanach Zjednoczonych działalności szpiegowskiej na rzecz Rosji są obywatelami rosyjskimi i nie działali na szkodę interesów USA- twierdzi rosyjskie MSZ. Rosja zażądała też, żeby zatrzymani mieli dostęp do prawników i dyplomatów.

Czego szukali rosyjscy szpiedzy za oceanem? To pytanie, które najczęściej pojawia się w amerykańskich mediach. Zatrzymanie 10 osób uznanych za domniemanych agentów rosyjskiego wywiadu może wywołać polityczną burzę oraz zaprzepaścić starania Baracka Obamy o ocieplenie stosunków z Rosją.

Niewykluczone jest, że Kongres będzie domagał się ujawnienia szczegółów sprawy. Pada pytanie o to, jak działają amerykańskie służby, skoro rozpracowanie grupy zajęło kilka lat. Oliwy do ognia dolał Oleg Gordijewski, były zastępca szefa rezydentury radzieckiego KGB w Londynie, który 25 lat temu przeszedł na stronę Zachodu. Oznajmił, że w USA może działać nawet 50 zakonspirowanych par rosyjskich szpiegów.

Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest oburzone zarzutami amerykańskiego ministerstwa sprawiedliwości. Ogłoszenie tych rewelacji określa mianem działań z czasów zimnej wojny. Informacje o zatrzymaniu szpiegów ilustrowane są zdjęciami z niedawnej wizyty rosyjskiego prezydenta w Waszyngtonie. Obama z Miedwiediewem pojechali do baru z hamburgerami. Wspólny posiłek miał być początkiem nowych kontaktów USA i Rosji. Teraz jak zauważa na przykład Fox News pojednanie stoi pod znakiem zapytania.

W poniedziałek ministerstwo sprawiedliwości USA poinformowało o zatrzymaniu w Stanach Zjednoczonych przez FBI dziesięciu domniemanych agentów rosyjskiego wywiadu, którzy prowadzili "zakonspirowaną, długoterminową" akcję wywiadowczą na rzecz rządu Rosji.

"Podszywali się" pod Amerykanów, Kanadyjczyków i Peruwiańczyków. Jedenastą osobę, z amerykańskim paszportem, zatrzymano na Cyprze.