Zdecydowane zwiększenie liczby żołnierzy w Afganistanie – o 600 - jest odpowiedzią na amerykański apel. Ten ruch wywołał jednak w kraju żywą dyskusję na temat sensu afgańskiej misji. Zdecydowana większość Polaków chciałaby jak najszybszego wycofania naszych żołnierzy z Afganistanu. Duża część nie widzi żadnych korzyści płynących z utrzymywania w tym kraju żołnierzy.

PO CO TAM JESTEŚMY?

Ci którzy wysłali Polaków do Afganistanu przytaczają wiele argumentów. Dla mnie najlogiczniej brzmi tłumaczenie, że działamy na podstawie artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego. Choć interpretacja jest nieco złożona, w dużej mierze broni się. Otóż ten artykuł mówi o tym, że atak zbrojny z zewnątrz zwrócony przeciwko jednemu lub kilku państwom członkowskim NATO traktowany będzie jako atak przeciwko całej organizacji. Mamy więc USA zaatakowane 11 września 2001 r., atakowali terroryści z Al-Kaidy silnie powiązani z afgańskimi talibami i chroniący się w ich kraju. Trwa więc z nimi wojna w Afganistanie, a my jako członkowie NATO w te wojnie bierzemy udział. Zwolennicy tego udziału mówią, że chodzi o test wiarygodności Paktu, a także zachowanie, którego będziemy mogli się domagać, jeśli sami zostalibyśmy zaatakowani. Nie ma co jednak kryć – jako uzasadnienie polskiej misji słyszałem też kilka innych argumentów, które – delikatnie mówiąc – mają słabszą jakość gatunkową. Mój faworyt, to wdzięczność afgańskim mudżahedinom. Otóż wdzięczni jesteśmy za to, że w początku lat 80., walcząc z Armią Czerwoną, związali jej znaczące siły w Afganistanie dlatego ZSRR nie mogło interweniować w Polsce przeciwko ruchowi Solidarności. Kolejny ciekawy argument, to walczymy o zdrowie naszych dzieci i młodzieży. To tłumaczenie jest następujące – jak wiadomo Afganistan to światowy potentat na rynku produkcji narkotyków. Polscy żołnierze i ich misja utrudnia w wysyłce tych środków na zachód – więc też do Polski. Mamy też inny daleko idący argument – walcząc z talibami zmniejszamy ryzyko zamachu w Polsce. Talibowie – jak usłyszałem – planują zamachy w Europie, a przecież Polska na tym kontynencie leży… Ostatni z argumentów – już bez żartów – należy do rzeczowych i trudno z nim dyskutować. Najwięcej na tej misji zyskuje samo wojsko. W całym tego słowa znaczeniu – od poszczególnych żołnierzy, którzy zarabiają na misji kilkakrotnie więcej niż w kraju, po całą formację, która ma świetną możliwość doskonalenia umiejętności w warunkach bojowych. Bo ta misja, to – nie oszukujmy się – wojna.

TO WOJNA I NA SZYBKĄ ZMIANĘ TEGO SIĘ NIE ZANOSI

Takiej zimy w Afganistanie nie było od lat. Śnieg leży tylko wysoko w górach, jest dość ciepło jak na tę porę roku, a co za tym idzie – nie ma tradycyjnego wycofania się talibów. Zazwyczaj zimy były spokojniejsze, niż pozostałe pory roku, bojownicy aktywność wzmagali dopiero na wiosnę. Teraz nic sobie nie robią z tego, że mamy koniec grudnia. Kilka dni temu zginął w Afganistanie st. szer. Michał Kołek (teraz już kapral). Do tej pory nasi żołnierze ginęli głównie na minach. Ta śmierć jest jedną z nielicznych w akcji – został postrzelony podczas wymiany ognia niedaleko bazy Four Corners. W związku ze zwiększeniem liczby żołnierzy w Afganistanie i zapowiedziami koalicjantów dotyczącymi daty wycofania się z tego kraju, wygląda na to, że wchodzimy w decydujący etap tej wojny. Oznaczać to może – obym się mylił – ginąć będzie więcej żołnierzy sił międzynarodowych, a coraz częściej nie będzie to śmierć w eksplozji miny pułapki…

Krzysztof Zasada