Najprawdopodobniej dziś około południa kaloryfery w Wojkowicach, Będzinie i Czeladzi znów będą ciepłe; trwa właśnie napełnianie sieci wodą. Około 4 tys. mieszkańców Zagłębia od dwóch dni nie ma ciepłej wody i ogrzewania.

W sobotę po południu w Elektrociepłowni Wojkowice doszło do awarii kotła grzewczego. Z tego powodu wstrzymano dostawy ciepła dla odbiorców w Wojkowicach, będzińskiej dzielnicy Grodziec oraz w Czeladzi. Jeszcze w sobotę uruchomiono rezerwowy kocioł grzewczy, jednak w czasie napełniania sieci wodą z powodu wzrostu ciśnienia zaczął przeciekać ciepłociąg zasilający Czeladź.

To kolejna awaria ciepłownicza w ostatnich dniach na Śląsku. W piątek uszkodzenie głównej magistrali spowodowało wstrzymanie dostaw ciepła do ok. 3,5 tys. mieszkań w centrum Mysłowic. We wtorek pęknięcie magistrali przesyłowej pozbawiło ciepła około 2,5 tys. mieszkań w Rybniku i Żorach. Trzy dni wcześniej około 6 tys. mieszkańców katowickiej dzielnicy Murcki nie miało dostaw ciepła w wyniku uszkodzenia części sieci grzewczej.

Sieci ciepłownicze na Śląsku są stare i zużyte; ta w Mysłowicach ma ponad 20 lat, a w Chorzowie jest jeszcze starsza. Rury są zwykłe, stalowe, zniszczone korozją. Do tego dochodzą jeszcze uszkodzenia mechaniczne, np. z powodu szkód górniczych. Efekt jest więc taki, że jak tylko spada temperatura, wzrasta ryzyko awarii.

Niestety na wymianę sieci na razie nie ma co liczyć. To zbyt kosztowna inwestycja; za założenie nowoczesnych, specjalnie izolowanych rur na odcinku 5 kilometrów trzeba by zapłacić około 10 mln złotych. A to musiałoby automatycznie pociągnąć za sobą wzrost cen za ogrzewanie. Poza tym potrzebna byłaby decyzja ministra skarbu państwa, bo to jemu podlegają zakłady energii cieplnej. I dlatego też większość awarii usuwa się w tradycyjny sposób - dziura w ziemi i jak najszybsze łatanie bądź spawanie uszkodzonej rury.