Pracownicy Stoczni Gdańskiej rozpoczęli dziś referendum strajkowe. Głosowanie potrwa co najmniej do piątku. Jednym z powodów referendum jest brak informacji o efektach negocjacji w sprawie ratowania zadłużonej stoczni, które ukraiński właściciel zakładu prowadził z Agencją Rozwoju Przemysłu.

Według związkowców głosowania w sprawie strajku chcieli szeregowi pracownicy. Wstępnie ma ono potrwać do piątku. Związki chcą by zagłosowała przynajmniej połowa z 1500 zatrudnionych. My już od kilku miesięcy jesteśmy w sporze zbiorowym z pracodawcom. To jest związane z brakiem terminowych wypłat i innymi zaległościami. W tle jest również brak jakiegoś programu mówiącego o tym dokąd zmierzamy - tłumaczy Marek Bronk, przewodniczący Związku Zawodowego "Okrętowiec". 

Według Karola Guzikiewicza, wiceszefa stoczniowej Solidarności, to właśnie brak informacji o efektach negocjacji w sprawie ratowania zadłużonej na 180 milionów złotych stoczni, które ukraiński właściciel zakładu prowadził z Agencją Rozwoju Przemysłu zaważył na głosowaniu.

Przede wszystkim chcemy ujawnienia tego, co ustalono w Warszawie. Bo ta cisza to jest dziwna cisza. Zgodnie z przepisami o radach zakładowych, nie o związkach zawodowych, ale o radach, pracownicy powinni mieć możliwość wglądu w plan restrukturyzacji. Nie wykluczone, że już w przyszłym tygodniu będziemy z zarządem, a także rządem, rozmawiać inaczej - mówi Guzikiewicz.

Dodaje, że część pracowników zakładu "jest szantażowana", bo ostatnio proponuję się im założenie własnej działalności gospodarczej i dalszej współpracy ze stocznią na zasadach zaproponowanych przez zarząd. Jak mówi Karol Guzikiewicz związkowcy zawiadomili w tej sprawie Państwową Inspekcję Pracy.