Zakopiańska prokuratura bada sprawę tajemniczej śmierci pacjentki szpitala, która zmarła w kilka dni po porodzie - informuje reporter RMF FM Maciej Pałahicki. 33-letnia mieszkanka niedalekiej Koniówki urodziła bez komplikacji swoje szóste dziecko i miała już wracać do domu. Nagle jej stan pogorszył się tak gwałtownie, że lekarze nie zdołali jej uratować.

Mąż pani Władysławy, który został sam z szóstką dzieci, nadal nie rozumie, jak to mogło się stać, że młoda i zdrowa kobieta zmarła tak nagle i to pod okiem lekarzy. Mówili mi, że stan żony się drastycznie pogorszył, że pół szpitala robiło wszystko, co w ich mocy, ale o dziewiątej żona zmarła - mówił mężczyzna.

Dyrektor medyczny Szpitala Powiatowego im. dr. Tytusa Chałubińskiego Marian Papież uważa, że lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy. W przypadku sepsy już rozwijającej się, piorunującej, medycyna - mimo że jesteśmy w XXI wieku - nie zawsze jest medycyną stuprocentowo skuteczną - tłumaczy lekarz. Prokuratura ustali teraz, czy to rzeczywiście była sepsa i czy kobieta musiała umrzeć.

Pod kątem obecności bakterii przebadano już personel i pomieszczenia oddziału położniczego i nic nie znaleziono. Wygląda na to, że tylko zmarła pacjentka była nimi zakażona. Mamy duże podejrzenie, biorąc pod uwagę, że były wykonywane posiewy bakteryjne z krwi i z dróg rodnych, które wyszły "na plus". Skoro we krwi jest bakteria chorobotwórcza, to świadczy o tzw. posocznicy - mówi Papież.

Lekarze uważają, że zabiła ją sepsa, której była nosicielką - i tylko ona. Bo nawet nowonarodzone dziecko jest zdrowe i dzisiaj zostało wypuszczone do domu.