W dniu otwarcia międzynarodowych Targów Bursztynu w Gdańsku, powraca pytanie co z biżuterią wartą 1,5 miliona złotych, skradzioną przed trzema laty. Reporter RMF FM Wojciech Jankowski ustalił, że umorzone dwa lata temu śledztwo w każdej chwili może zostać wznowione, ponieważ zebrano bardzo bogaty materiał dowodowy.

Ślady biologiczne - ślinę z niedopałków papierosów, a także odciski palców i portret pamięciowy przekazano policjantom w innych państwach. Jakikolwiek sygnał mający związek z kradzieżą tych diamentów dałby podstawę, aby to postępowanie wznowić - zapewnia prokurator Grażyna Wawryniuk. Jeśli więc złodziej, który zostawił odciski palców, wpadnie na przykład we Włoszech, informacja o tym dotrze do prokuratury w Gdańsku błyskawicznie.

Kradzież sprzed trzech lat została okrzyknięta "napadem stulecia". 30-letni, niemówiący po polsku i wyglądający na południowca mężczyzna wyniósł z depozytu 230 diamentów. Zarówno prokuratura, jak i policja nie informowały o przebiegu śledztwa, wiadomo jednak, że mężczyzna posłużył się podrobionymi albo ukradzionymi dokumentami upoważniającymi do odbioru kamieni z depozytu. Kradzież ujawniono dopiero po kilku godzinach, gdy po diamenty zgłosili się ich prawowici właściciele - przedstawiciele holenderskiej firmy biorącej udział w targach.

Jakiś czas po kradzieży w miejscowości Rumia położonej na północ od Trójmiasta znaleziono torbę, w której przechowywane były diamenty. Jednak ani ten ślad, ani rozesłanie na przejścia graniczne portretu pamięciowego złodzieja nie doprowadziły do ujęcia przestępcy. Śledczy podejrzewali, że wykorzystał on co najmniej kilkugodzinną przewagę i zdążył opuścić Polskę.