Tylko 35 rolników złożyło do tej pory wnioski o wypłatę rekompensat za szkody spowodowane przez dziki. Według szacunków podlaskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, poszkodowanych miało być prawie półtora tysiąca gospodarstw. Był to także jeden z podstawowych postulatów protestujących rolników.

Tak małe zainteresowanie może wynikać z kilku czynników. Według resortu rolnictwa, część osób może nie mieć ma dokumentów potwierdzających, że są użytkownikami ziemi, na której powstały szkody. Problem może być z tymi rolnikami, którzy użytkują po kilkaset hektarów, ale jest to użytkowanie bez umowy pisemnej - twierdzi minister Marek Sawicki.

Z kolei rolnicy w 'zielonym miasteczku' przed kancelarią premiera przyznają, że o możliwości otrzymania pieniędzy po prostu nie wiedzieli, a niektórzy, że nie warto starać się o te rekompensaty, bo i tak będą mniejsze niż potrzebują.

Kto jest winny niewiedzy?

Ministerstwo stara się reagować na tak małe zainteresowanie, prowadząc akcje informacyjne na swojej stronie w internecie oraz na samym Podlasiu, m.in. poprzez plakaty informacyjne czy spotkania z rolnikami.

Niepokojące jest, że rolnicy z 'zielonego miasteczka' nie wiedzą o tym, że już można składać wnioski. Rekompensaty za szkody spowodowane przez dziki były jednym z głównych postulatów, a do tego jedynym, który można uznać za spełniony. Niektórzy rolnicy w 'miasteczku' twierdzą, że spełniony nie został, choć wnioski można składać już od piątku 20 lutego.

Zdaniem ministra Marka Sawickiego tej informacji po prostu nie przekazali liderzy protestujących. Wnioski można składać do właściwego kierownika biura powiatowego ARiMR do końca marca. Do podziału jest 6 milionów złotych.

Co dalej z protestami?

Sytuacja wydaje się być w tej chwili patowa. Przewodniczący rolniczego OPZZ Sławomir Izdebski zapowiada nasilenie protestów - w tym blokowanie budynku resortu rolnictwa czy ważnych traktów kolejowych. Z obecnym ministrem rozmawiać już nie chce - domaga się jego dymisji.

Z kolei minister Sawicki twardo stoi przy stanowisku, że miejsce do rozmów nie jest na ulicy, a w grupach roboczych, które pracują nie tylko nad rozwiązaniami krótkofalowymi bieżących problemów, ale też przygotowują projekty rozporządzeń i ustaw, których efekty rolnicy mieliby odczuć w przyszłości.

(j.)