Ratownicy za pomocą kamer wziernikowych zlokalizowali 40-letniego górnika zasypanego w kopalni "Rydułtowy-Anna". Trwa akcja dotarcia do mężczyzny. Na razie nie wiadomo, czy przeżył środowe tąpnięcie.

Górnik został zlokalizowany kamerami wziernikowymi w rejonie skrzyżowania chodnika ze ścianą wydobywczą. Trwa akcja dotarcia do tego miejsca - powiedział Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia. Zastrzegł on jednak, że na podstawie informacji dostarczonych przez kamery, nie można wypowiadać się na temat tego, czy górnik mógł przeżyć wypadek tysiąc metrów pod ziemią. Pracownik znalazł się w ok. 35-metrowej strefie zawału.

Trudno też precyzyjnie oszacować, jaka odległość dzieli ratowników od górnika. Może to być jeszcze kilka metrów rumowiska. Nie wiadomo, ile czasu zajmie zastępom ratowniczym dojście do tego miejsca. Z wcześniejszych analiz wynikało, że w zasypanym wyrobisku jest przepływ powietrza; uznano więc, że jest szansa, iż zaginiony górnik mógł przeżyć zawał, chowając się w jakiejś niszy. Jednak wielkość i struktura zawaliska przemawiają za tym, że chodnik został zasypany niemal całkowicie. Jak zawsze w podobnych przypadkach ratownicy podkreślają, że dopóki trwa akcja, jest nadzieja, że górnik żyje.

Kamery wziernikowe, dzięki którym zlokalizowano górnika, służą najczęściej do poszukiwania ludzi w zawalonych obiektach. Specjalne sondy z kamerami wprowadza się w otwory w rumowiskach. Penetrują one puste przestrzenie, gdzie istnieje duże prawdopodobieństwo znalezienia uwięzionych osób. W ten sposób można zobaczyć i usłyszeć, czy wewnątrz zawalonych konstrukcji są ludzie. Od pewnego czasu takie kamery stosuje się również w akcjach ratowniczych przy podziemnych zawałach.

Do silnego wstrząsu doszło w środę 700 metrów pod ziemią. Wielu górnikom udało się jednak wycofać z zagrożonego rejonu o własnych siłach. Cztery osoby przewieziono do szpitala.

Kopalnia "Rydułtowy-Anna" jest jedną z najbardziej narażonych na wstrząsy w polskim górnictwie węgla kamiennego.