Przed sądem w Lublinie rozpoczął się proces 55-letniej przedszkolanki Małgorzaty M. oskarżonej o stosowanie przemocy wobec podopiecznych. Kobieta miała naderwać ucho i wyrwać kępkę włosów jednej dziewczynce. Inną miała natomiast uderzyć.

Oskarżona powiedziała przed sądem, że nie pamięta, żeby stosowała przemoc wobec dzieci, ale nie może tego wykluczyć. Tłumaczyła, że jest niepijącą alkoholiczką, leczy się. Zwykle jest pogodna i łagodna, ale po alkoholu staje się agresywna.

Kobieta przez 35 lat pracowała w jednym z lubelskich przedszkoli. Po skargach rodziców została zawieszona w swoich obowiązkach, a następnie odeszła z pracy.

W grudniu 2013 r. - relacjonowała kobieta - podczas przygotowań do przedstawienia jasełek przez dzieci z "zerówki", dwie dziewczynki pobiły się. Skarciła je i rozdzieliła. Zapewniła, że nie piła tego dnia alkoholu, choć jak przyznała miała wtedy nawrót choroby alkoholowej, co powoduje u niej nerwowość.

Zranione ucho dziecka zobaczyli rodzice, gdy wróciło z przedszkola. Ojciec zawiózł dziewczynkę do szpitala, gdzie opatrzono ranę. Nie była poważna, ale długo się goiła.

Córka opowiedziała, że zachowywała się niegrzecznie w przedszkolu, a wychowawczyni podniosła ją za ucho do góry - zeznał mężczyzna.
Powiedział też, że wcześniej wraz z żoną zauważyli u córki wyrwaną kępkę włosów na czubku głowy. Córka wyjaśniła, że to przedszkolanka wyszarpała jej włosy, gdy była niegrzeczna. Dziewczynka przytaczała też słowa swojego młodszego brata, który miał mówić, że pani w przedszkolu "stukała dzieci głowami".

Kobieta oskarżona jest o uszkodzenie ciała i naruszenie nietykalności dzieci. Grozi jej do dwóch lat więzienia. 

(mpw)