Pracownicy Poczty Polskiej domagają się pilnej podwyżki pensji, nawet o tysiąc złotych miesięcznie - wskazuje "Rzeczpospolita". Dodaje, że spółka musiałaby wydać na wzrost płac minimum 600 mln zł rocznie.

Poczcie Polskiej znów pali się grunt pod nogami - stwierdza gazeta. Według dziennika 26 związków zawodowych w państwowej firmie wystąpiło do zarządu z żądaniem podwyżki wynagrodzenia zasadniczego od 1 września.

Władze Poczty stoją pod ścianą - już teraz mają kłopot w związku z podwyżkami płacy minimalnej, ale związki - wykorzystując okres przedwyborczy - podbijają stawkę - wskazuje dziennik. Zagroziły nawet wszczęciem sporu zbiorowego "ze wszystkimi jego konsekwencjami". A to, jak zaznacza gazeta, może w praktyce oznaczać strajk.

Jak pisze dziennik, eksperci uważają, że państwowa spółka nie będzie jednak w stanie odpowiedzieć na żądania, bo nie ma takich pieniędzy. Na podwyżkę tylko do końca br. poczta musiałaby przeznaczyć około 200 mln zł. W skali całego roku wzrost płac miałby zaś stanowić obciążenie rzędu 600 mln zł - stwierdza.

Gazeta zwraca uwagę, że we wtorek niespodziewanie do żądań dołączyła Solidarność. Największy z pocztowych związków domaga się pilnego spotkania z ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem oraz podwyżek rzędu 1 tys. zł miesięcznie. A to w skali roku dla Poczty Polskiej stanowiłoby wydatek na poziomie ok. 840 mln zł - zaznacza.

Według dziennika jedynym ratunkiem dla Poczty Polskiej być może okaże się teraz mariaż z Orlenem.

Scenariusz ten jest rozważany w MAP, ale na czas wyborów został zamrożony. Projekt przejęcia intratnej części paczkowej przez naftowy koncern nie podoba się związkowcom Poczty Polskiej - stwierdza "Rzeczpospolita".