Do 15.00 potrwa strajk pracowników Grupy Energa. Załoga domaga się m.in. 10-procentowej podwyżki pensji. W tym czasie nie będziemy wykonywać bieżących prac związanych z obsługą klienta i planowych remontów - mówi Piotr Piorun z komitetu protestacyjnego.

Według wstępnych danych strajkuje ok. 4-5 tys. osób we wszystkich oddziałach Grupy Energi. Władze firmy już kilka dni temu zapewniały, że strajk nie spowoduje żadnego zagrożenia dla klientów. Nie będzie przerw w dostawie prądu, a awarie będą usuwane. Jak poinformowała rzeczniczka prasowa GE Beata Ostrowska, firma uruchomiła 45 dodatkowych punktów obsługi, by klienci nie odczuli skutków strajku zorganizowanego przez związkowych liderów. Zarządy spółek Grupy Energa nie zrezygnowały z rozmów, są gotowe do negocjacji i czekają na propozycje rozwiązania sporu - podkreśliła.

Związki zawodowe są w sporze zbiorowym z kierownictwem Grupy Energa od prawie roku. Chodzi o 10 postulatów związkowców dotyczących m.in. podwyżki pensji w wysokości 10 proc., uzgadniania przez zarząd z pracownikami planów restrukturyzacji spółki oraz uznania praw pracowniczych zawartych w umowie społecznej.

W skład Grupy Energa S.A. wchodzi 45 spółek zatrudniających 12,5 tys. osób. Energa dostarcza prąd do 7,3 mln odbiorców na północy i w centrum kraju. Ma ok. 16-proc. udział w rynku sprzedaży. W Grupie działa pięć związków zawodowych zrzeszających ponad połowę zatrudnionych.