Premier Donald Tusk chce, by parlamentarzyści w lipcu i w sierpniu nie wyjeżdżali na długi urlop. Powodem są prace nad budżetem, który Tusk chce uchwalić przed wyborami, oraz zadania związane z polskim przewodnictwem Unii Europejskiej.

Rozumiem, że nie wszyscy posłowie mają ochotę pracować tydzień w tydzień. Chyba warto byłoby choćby ze względu na prezydencję być w takiej większej dyspozycji wobec państwa polskiego. Mam nadzieję, że posłowie zrozumieją, że istnieją pewne racje państwowe, które każą nam proponować szybszą i intensywniejszą pracę nad budżetem. Będę namawiał, prosił, przekonywał i mam nadzieję, że przekonam posłów - mówił premier Tusk.

Przedstawiciele klubów, pytani, czy stawią się na wakacyjnych posiedzeniach, twierdzą, że w razie wezwania pojawią się wszyscy. Posłowie Platformy z przekonaniem, PSL i opozycja z dystansem, bo - jak zgodnie podkreślają politycy spoza PO - do prac nad budżetem wszystkich posłów nie potrzeba, pracuje przede wszystkim komisja finansów.

O poselskim zaangażowaniu w prezydencję, która ma pełnić rolę rozjemcy europejskiego, Stanisław Żelichowski z PSL myśli raczej z przerażeniem. Ja nie bardzo widzę, po co są posłowie potrzebni do prezydencji. Im dalej od prezydencji, tym lepiej dla prezydencji - mówi.

Lepiej dla budżetu byłoby z kolei poczekać do jesieni, kiedy znane będą realne wskaźniki - to już opinia Jarosława Zielińskiego z PiS. Donald Tusk chce to zrobić tak: teraz uchwalić budżet księżycowy i przejść z tym budżetem wybory. A po wyborach oczywiście potrzebna będzie nowelizacja budżetu - tłumaczy poseł.

O wyborach wspomina też Paweł Olszewski z Platformy, choć rządowi przypisuje zupełnie inne intencje: Połączenie terminów, czyli wyborów z jednej strony, prac nad budżetem z drugiej strony, z całą pewnością dla budżetu by źle zrobiło - mówi.

Ciekawe, czy premier zamierza się znów przeprowadzać do Sejmu. Na razie jakoś o tym nie wspomina.