Prezydencka delegacja wracająca z Lizbony nie zabrała do samolotu lekarza. Gdy jeden z pasażerów zasłabł, musiała go ratować stewardesa - ujawnia dziś "Gazeta Wyborcza". Kancelaria Prezydenta tłumaczy, że nie ma przepisów, które to nakazują.

Katastrofa smoleńska niektórych niczego nie nauczyła. Urzędnicy dalej wtrącają się do tego, kto z obsługi delegacji ma lecieć, a kto zostaje. Nie wiem, kto by odpowiadał, gdyby na pokładzie samolotu z powodu braku lekarza coś się komuś stało - mówi wysokiej rangi urzędnik MSWiA. Relacjonuje incydent, do którego doszło 20 listopada na pokładzie embraera, którym ze szczytu NATO w Lizbonie wracała polska delegacja na czele z prezydentem Bronisławem Komorowskim.

Kto i dlaczego wykreślił lekarza? - zapytała gazeta Kancelarię Prezydenta. Z jej Biura Prasowego przyszła odpowiedź wymijająca: Nie ma podstawy prawnej, która określa obecność lekarza osobistego Prezydenta RP podczas jego oficjalnych wizyt zagranicznych.

Ale w drugiej części odpowiedzi Kancelaria przyznaje, że praktyka i dotychczasowe doświadczenie wskazują na taką potrzebę.