Prawie 2700 opóźnionych pociągów, pół tysiąca awarii na dziewięciuset kilometrach linii kolejowych, średnie opóźnienie składów - 92 minuty. To bilans ataku zimy na polskiej kolei. PKP zapowiada, że wyciągnie wnioski z tej sytuacji.

W piątek normalny ruch na prawie wszystkich trasach kolejowych został przywrócony. Jednak przez cały tydzień kolejarze walczyli na południu Polski - szczególnie w okolicach Krakowa, Częstochowy i Kielc - ze skutkami ataku zimy. Największe problemy spowodowały opady marznącego deszczu, który spowodował oblodzenie sieci trakcyjnej. Kolejarze musieli podczepiać pozbawione zasilania pociągi do lokomotyw spalinowych i przeciągać je przez najtrudniejsze odcinki. Spędziłem 42 lata na kolei, a czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Mam nadzieję, że już nie zobaczę - mówił członek zarządu PKP Intercity, Krzysztof Kołodziejski.

Lód skuł przewody trakcyjne na około 200 kilometrach linii kolejowych. Do tej pory kolejarzom nie udało się go zupełnie usunąć. Według informacji PKP Energetyka, do udrożnienia zostało jeszcze kilkanaście kilometrów sieci w okolicy Częstochowy. Ruch odbywa się tam wahadłowo.

Kłopoty z zasilaniem spowodowały, że zarówno Przewozy Regionalne, jak i PKP Intercity odwołały część pociągów. Od 16 do 19 stycznia będziemy przywracać do rozkładu zawieszone połączenia - poinformował rzecznik Przewozów Regionalnych Piotr Olszewski.

Wciąż trwa szacowanie strat, jakie spółki kolejowe i przewoźnicy ponieśli przez kilka ostatnich dni. Według Jacka Prześlugi, będzie je można liczyć w milionach złotych. Powinniśmy zdobyć się na odwagę i w takich sytuacjach odwoływać połączenia, tak jak to robią na przykład linie lotnicze. Są bardzo trudne warunki, wiemy, że możemy mieć problem z przewiezieniem pasażerów, to mówimy: nie jedziemy - mówił.