Przygotowanie strategii, rozliczenie z jej wdrażania i koordynacja działań – najlepiej przez rządowego pełnomocnika – takie są rekomendacje pokontrolne NIK w obszarze polityki prorodzinnej. O sprawie pisze poniedziałkowy "Dziennik Gazeta Prawna".

Dowodem na to, jak duży chaos panuje w tej dziedzinie, jest zdaniem Izby brak precyzyjnych wyliczeń jej kosztów. Kontrolerzy NIK wskazują, że dopiero w marcu ubiegłego roku w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej powstał raport, w którym próbowano uporządkować te liczby (policzyć wydatki publiczne na wspieranie rodzin). Według MPiPS państwo przekazuje rodzinom w formie różnych świadczeń i ulg podatkowych łącznie 32,3 mld zł. W sumie daje to 2 proc. PKB, co by sytuowało Polskę mnie więcej na poziomie średniej unijnej.

TU PRZECZYTASZ WIĘCEJ O SPRAWIE

Ale jeśli doliczyć do tego wydatki na zdrowie, to nakłady rosną od razu do 42,2 mld zł. I na tym nie koniec, bo NIK zwraca uwagę, że resort pracy w swoich wyliczeniach uwzględnił tylko 6 mld zł ulgi prorodzinnej. Za to Ministerstwo Finansów samych preferencji podatkowych dla rodzin doliczyło się na 36,3 mld zł.

Dlatego Izba rekomenduje przygotowanie rządowej strategii z prawdziwego zdarzenia, która dopasuje wydatki do celów i zaprogramuje je na wiele lat. NIK jest zdania, że przydałby się system identyfikacji wydatków prorodzinnych. Na przykład przez wyodrębnienie ich do osobnego działu w budżecie. Dziś są one porozrzucane po wydatkach różnych resortów (kontrolerzy doliczyli się sześciu resortów, które w jakiejś formie wpierają rodziny).

Dziennik Gazeta Prawna

(ug)