Dziury w budżetach kas chorych zostaną prawdopodobnie załatane
pieniędzmi z budżetu państwa. Tak przynajmniej można wnioskować z
zapowiedzi Zbigniewy Nowodworskiej, rzeczniczki pełnomocnika do spraw
reformy służby zdrowia. Nowodworska powiedziała sieci RMF, że to rząd
przeprowadza reformę i to on będzie się musiał się zastanowić jak
spłacić długi Kas Chorych.
Wiadomo już, że kasom zalega ze składkami ubezpieczenia zdrowotnego
około stu tysięcy firm. W sumie - według szacunków - ZUS-u nie zapłaciły
już 700 milionów złotych. Największymi dłużnikami są kopalnie, huty
i PKP. Szefowa Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych Teresa Kamińska
przyznała w rozmowie z nami, że szacując tegoroczne wpływy ze składki
rząd tego nie przewidział. Spodziewano się, że zaległości będą, ale nie
ze strony państwowych gigantów.
Odzyskanie tych pieniędzy nie będzie rzeczą łatwą. Dłużnicy na ogół
nie mają z czego zapłacić, a i ZUS-owi się nie spieszy. Na egzekucję
należności ma w końcu 5 lat. Także same kasy chorych nie mają na
razie żadnych szans. Listy ubezpieczonych i dłużników przekazane przez
ZUS nie wystarczą do wszczęcia egzekucji. Brakuje listy, która
pozwoliłaby połączyć informacje o ubezpieczonym z jego zakładem pracy i
okresem niepłacenia składki. Trzecia lista powinna trafić do kas do
7 września i wtedy będzie można obciążyć zakład pracy kosztami
leczenia jego pracownika.
Kłopoty kas chorych nie kończą się na niezapłaconych składkach.
Dziury w ich budżecie sięgają miliarda złotych, a zaległości wynoszą
tylko 700 milionów. Nawet gdyby jakimś cudem udało się odzyskać
wszystkie niezapłacone składki to i tak pozostanie problem kilkuset
milionów złotych, które do końca roku trzeba gdzieś znaleźć.