Austriacy protestują na ulicach przeciwko nowemu rządowi. Joerg Haider przypomina Zachodowi, że jego kraj nadal liczy się w Europie.

W Wiedniu nocą doszło do starć policji z przeciwnikami nowej koalicji rządzącej. W wyniku trwających kilka godzin zamieszek - rannych zostało ponad 20 policjantów. Zniszczono kilkadziesiąt samochodów. Do zamieszek doszło przed pałacem prezydenckim i parlamentem. Kilkutysięczny tłum, stoczył na ulicach Wiednia, bitwę z policją. Przeciwnicy Jorga Haidera i jego Partii Wolności, zasypali stróżów prawa gradem butelek, petard, kamieni i płyt chodnikowych. Policja zmuszona została do użycia armatek wodnych.

Tymczasem austriaccy politycy poprosili rodaków i społeczność międzynarodową - by dali szansę nowemu gabinetowi. Prezydent Thomas Klestil uważa, że świat powinien wstrzymać się z osądami i poczekać na pierwsze posunięcia nowego rządu.

"Europa potrzebuje naszego głosu" - przypomniał Joerg Haider. Przywódca austriackiej Partii Wolności ostrzega, że "jeśli nikt nie usiądzie z Wiedniem do stołu, to na Starym Kontynencie niemożliwe stanie się podjęcie jakiejkolwiek decyzji". W wywiadzie dla niemieckiej stacji telewizyjnej ARD, Haider przypomniał Unii Europejskiej, że jego kraj ma wciąż prawo głosu.

Ostrożniej wypowiadał się na temat zaistniałej sytuacji, nowy kanclerz Austrii - konserwatysta Wolfgang Schuessel. Oświadczył, że "Austria nie jest pariasem", a wejście partii Haidera do rządu nie oznacza "pojawienia się nowego Hitlera". Schuessel zapowiedział, że nowy gabinet w Wiedniu - zrobi wszystko, by udowodnić, że podobne porównania są niedopuszczalne.

Wiadomości RMF FM 8:45