Policja i prokuratura mają problemy z wzywaniem na przesłuchania mieszkańców bloku w Siemianowicach, w którym pod koniec maja doszło do wybuchu. Eksplozja zniszczyła połowę budynku. To, co zostało, trzeba było zburzyć. Część mieszkańców mieszka od tej pory gdzie indziej.
Wstępne przypuszczenia są takie, że przyczyną eksplozji była nielegalnie i źle przerobiona instalacja gazowa w którymś z mieszkań. Ale żeby prokurator mógł stawiać zarzuty, potrzebna jest oficjalna opinia biegłego. A do jej przygotowania z kolei niezbędne są zeznania mieszkańców.
Tyle, że 9 mieszkań nie istnieje, zaraz po katastrofie lokatorzy przenieśli się do bliskich lub rodzin i na razie oficjalnie nie są nigdzie zameldowani. A zatem nie ma gdzie wysłać wezwań. Gmina znalazła już mieszkania zastępcze dla poszkodowanych. Na razie nie mogą się tam jednak wprowadzić, a tym samym i zameldować, bo mieszkania trzeba najpierw wyremontować. A to ma potrwać około 3 miesięcy.