Londyński korespondent RMF o funtach, które Anlicy wydali na geberała...

Wielka Brytania budzi się dziś z bólem głowy. Powodem są koszty procesów sądowych związanych z ekstradycja generała Augusto Pinoczeta. Były dyktator odleciał wczoraj z Wysp po tym, jak szef brytyjskiego MSW zadecydował, iż generał jest zbyt chory by móc kiedykolwiek stanąć przed sądem. Po miesiącach wystąpień polityków, w końcu do głosu doszli księgowi. 15 milionów funtów - to dziura jaką w państwowym budżecie zostawi za sobą generał Pinoczet. Załatać ją musi brytyjski podatnik. Pieniądze te przeznaczone będą na pokrycie honorariów 16 sędziów i 100 prawników, którzy przez prawie 17 miesięcy pracowali nad sprawą Pinocheta. Niektórzy z nich mogą zażądać nawet pół tysiąca funtów za godzinę swoich usług. Wielka Brytania będzie musiała również pokryć koszty, jakie poniósł hiszpański wymiar sprawiedliwości starając się o ekstradycję byłego dyktatora w brytyjskich sądach.

Tymczasem po raz pierwszy dochodzą nas wieści na temat tego, co myśli o swoim obycie na Wyspach sam generał Pinochet. Brytyjski biznesmen, Peter Schaad, widział się z nim tuż przed jego zwolnieniem z aresztu domowego. Uważa on, że generał nadal ma słabość do Wielkiej Brytanii. Za to co przeszedł, wini raczej brytyjski rząd a nie Brytyjczyków. Ale - jak dyplomatycznie ujął to pan Schaa. -"wydaje się mało prawdopodobnym, by Augusto Pinochet zechciał raz jeszcze odwiedzić te strony".

Z Londynu donosił

Bogdan Frymorgen, RMF FM