Zieloni – czy zniszczą ramy politycznych układów? A może będą jeszcze jedną partyjną kanapa, na której znajdzie się miejsce dla byłych członków UW, SLD i UP? Może jednak sprawdzi się zachodni wzorzec 7-proc. poparcia? Jaka może być przyszłość nowego na polskiej scenie politycznej ugrupowania?

Polscy zieloni to na razie polityczny niemowlak – zarówno, gdy chodzi o wiek, jak i wielkość. Zalążek partii i gromadzi bowiem zaledwie kilkadziesiąt osób, ale ponieważ w polskiej polityce pojawia się ostatnio niewiele nowalijek, zieloni budzą całkiem spore zainteresowanie. Społeczeństwo obywatelskie, tolerancja, zrównoważony rozwój - tak Magdalena Mosiewicz streszcza program ugrupowania.

Liderka zielonych chce jednocześnie zwalczyć stereotypy, że jej organizacja to kolejny pączek Unii Wolności (choć kilku polityków tej partii zasiliło szeregi zielonych), że składa się wyłącznie z radykalnych ekologów, feministek, gejów i lesbijek (choć jest tam ich sporo) i że jest inicjatywą niepoważną i happeningową (choć sama nie wierzy, by jej partia kiedykolwiek rządziła).

Ale już np. „zielony minister” mieści się w głowie Mosiewicz jak najbardziej. Jej tak, ale politykom zakrzepłym w fotelach – nie.

Oni powstanie partii zielonych przyjmują z pobłażliwym lekceważeniem. Mówią, że połączenie haseł ekologiczno-liberalnych do Polaków nie trafi, więc zieloni nigdy nie zejdą z politycznej kanapy.

Jak więc będzie? Pierwszy sprawdzian już w czerwcu, w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

18:55