Chwila nieuwagi, utrata panowania nad samochodem, a potem... huk i szczątki auta rozciągnięte wzdłuż drogi. Byłem świadkiem, jak samochód jadący ponad 100 kilometrów na godzinę uderzył w przydrożną barierę. Dobra wiadomość brzmi - to był kontrolowany crash test, a dramatyczny scenariusz rozegrał się na poligonie doświadczalnym w Inowrocławiu.

Do testu wybrano klasyczną, niemłodą już limuzynę, jakich wiele na polskich drogach - ważącego półtorej tony Forda Scorpio. Widzów testu ostrzegła syrena, chwilę później rozpędzony do ok. 110 km / h samochód rąbnął w barierę. - Nie mamy jeszcze danych z czujników z wnętrza samochodu, ale wypadła dobrze - ocenił tuż po "wypadku" Tomasz Kula z Instytutu Badawczego Dróg i Mostów. - Auto nie przerwało bariery, więc w warunkach drogowych bariera nie przepuściłaby go na sąsiedni pas.

Dane z samochodu są potrzebne IBDM, by określić, jak dokładnie zachowała się bariera - czy ulegała łagodnym odkształceniom, czy twardo przyjęła uderzenie, narażając na większy szwank pasażerów samochodu.

Skąd tyle zachodu wokół przydrożnych barier? - To z powodu normy europejskiej PN-EN 1317, która nakłada na nas obowiązek testowania tego typu elementów. A nie ma innej możliwości, jak właśnie crash test - wyjaśnia Kula.