Lesław Maleszka - dziś publicysta "Gazety Wyborczej" - kiedyś działacz Studenckiego Komitetu Solidarności, współpracownik KSS KOR - był agentem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Informacje taka ujawnili jego dawni przyjaciele z opozycji demokratycznej.

Z jednym z nich Stanisławem Huskowskim - obecnym prezydentem Wrocławia rozmawiała Barbara Zielińska:

Barbara Zielińska: Panie prezydencie kiedy pan myśli Lesław Maleszka to jakie są pierwsze skojarzenia?

Stanisław Huskowski: Bardzo sympatyczne i wzruszające sprzed dwudziestu paru lat. Do dzisiaj mało znam pana Lesława Maleszkę, dużo bardziej innych kolegów z SKS-u krakowskiego, czyli tego SKS-u, który w końcu lat 70. działał w Krakowie - Bronka Wildsteina, Andrzeja Mietkowskiego czy Bogusia Sonika. Tam była cała plejada obecnie aktywnych ludzi w Polsce. I to jest pierwsze skojarzenie. Tydzień temu dowiedziałem się, że Leszek Maleszka współpracował z SB i prawdę mówiąc do dzisiaj jakoś nie umiem sobie z tym dać rady. Powiedziałbym, że należę do ludzi mocno łagodnych, nie żądam żadnej krwi, mam bardzo umiarkowany stosunek do tzw. lustracji, tym bardziej, że ona zwykle dotyka ludzi, którzy byli w latach poprzedniego ustroju często szlachetni a potem się załamali na skutek szantażu, na skutek przymuszeń itd. To ich dotyczy a nie tych, którzy przymuszali; przecież nie tego aparatu przemocy tylko tych których złamał aparat przemocy.

Barbara Zielińska: Działając w takiej organizacji mogli się państwo spodziewać, podejrzewać, że ktoś z was będzie współpracownikiem służb. Zastanawialiście się nad tym?

Stanisław Huskowski: Ja mogę powiedzieć o sobie. Byłem człowiekiem młodym wówczas i ciągle wierzyłem, że niemożliwe żeby ktoś z kolegów donosił, ale rzeczywistość pokazywała krok po kroku, że byli wśród nas ludzie, którzy współpracowali z SB i przekazywali jej informacje. I to było widać na każdym kroku. Sądzę, że we wrocławskim środowisku też ktoś taki był. Nie znam jego nazwiska do dzisiaj i prawdę mówiąc ja nie jestem ciekaw. Ja do swojej teczki nie zajrzałem, nie wypełniłem wniosku i nie chcę zaglądać. Nie chcę żyć przeszłością. Natomiast gdybym się dowiedział, że ktoś taki był i że to jest pewne - podobnie jak w przypadku Leszka Maleszki - uważałbym - jak wielu innych myślę - że powinien to publicznie powiedzieć dlaczego tak się stało. Nie siedzę w duszach tych ludzi i nie mogę powiedzieć dlaczego oni tego nie zrobili. Gdybym się natomiast dowiedział, że ktoś był takim współpracownikiem to nie chciałbym sam sobie z tym dawać rady, tylko wolałbym, żeby powiedział to publicznie. I myślę tak naprawdę myśląc o Lechosławie Maleszce, że w jego przypadku tak naprawdę powiedzenie o tym publicznie będzie takim katharsis, które mu się przyda. Jestem przekonany - znając go jako człowieka wrażliwego - że on z tym od dwudziestu paru lat żyje, i że to gdzieś ciąży na nim potwornie i że powiedzenie oczywiście łączyć się będzie z pewnym ostracyzmem towarzyskim, natomiast "per saldo" za parę lat tak naprawdę będzie mu dużo lepiej z tym żyć.

16:55