Tak paryscy komentatorzy określają proces członków nieformalnej komórki antyterrorystycznej, która w latach 80. zakładała setki nielegalnych podsłuchów telefonicznych na polecenie prezydenta Francois Mitterranda.

Lepiej późno niż wcale – ironizuje wielu komentatorów. Dochodzenie w sprawie jednej z największych afer stanu w najnowszej historii Francji trwało tak długo, że proces rozpoczął blisko ćwierć wieku później.

Do tego na ławie oskarżonych nie ma oczywiście głównego winowajcy – byłego prezydenta Francois Mitterranda, który w międzyczasie zmarł. Zamiast niego w Paryżu sądzonych jest 12 osób, które ślepo wypełniały jego polecenia zakładając nielegalne podsłuchy u opozycyjnych polityków, dziennikarzy, pisarzy pod pretekstem walki z terroryzmem. Proces ma trwać 3 miesiące.