Dyrektor jednego z wrocławskich teatrów winny molestowania seksualnego sześciu aktorek i jednej z pracownic teatru – przyznał sąd umarzając warunkowo postępowanie karne.

Sąd umorzył warunkowo postępowanie stwierdziwszy "nieznaczną szkodliwość społeczną czynu". "Satysfakcjonuje mnie i moje klientki to, że wina oskarżonego została stwierdzona" - powiedział Krzysztof Zuber, obrońca skarżących kobiet. Dodał, że mniej istotne jest to, że sprawę umorzono warunkowo ze względu na nieznaczną szkodliwość czynu. "Sprawa jest precedensowa. Z całą pewnością wyznacza granice dopuszczalności postępowania pracodawcy wobec pracownic. Gdyby tu zapadł niekorzystny wyrok dla moich klientek oznaczałoby to przyzwolenie na takie zachowanie o podłożu seksualnym wobec podwładnych" - stwierdził Zuber. Danuta Derkowska, obrońca oskarżonego, powiedziała, że nie wie jeszcze, czy będzie się odwoływać od decyzji sądu - wszystko zależy od Zbigniewa L. Tymczasem - jak mówiła wcześniej Wioletta Kałużna, prokurator prowadząca śledztwo - oskarżonemu za tego typu czyn groziła kara do trzech lat pozbawienia wolności.

Oskarżony o ...

Postawiono mu zarzut "usiłowania doprowadzenia do obcowania płciowego bądź poddania się innym czynnościom seksualnym", który powszechnie nazywany jest "molestowaniem seksualnym". Śledztwo było umarzane dwukrotnie i trzykrotnie wznawiane, gdyż wciąż brakowało dowodów. Ostatecznie jednak udało się zebrać wystarczającą ich ilość, aby oskarżyć byłego dyrektora wrocławskiego teatru. Doniesienie na dyrektora kobiety złożyły w kwietniu 1998 r. Aktorki i pracownica jednego z wrocławskich teatrów oskarżyły swojego zwierzchnika o to, że robił im niedwuznaczne propozycje, wyrażał się wulgarnie i namawiał je do czynów nierządnych. Kobiety, które złożyły doniesienie do prokuratury, były pracownicami sezonowymi teatru i co sezon podpisywały nowy kontrakt z dyrektorem. "To zwykła zemsta za to, że z niektórymi nie chciałem podpisać ponownie umowy o pracę" - twierdził w 1998 r. dyrektor.

20:00