Niewidomy chiński dysydent Chen Guangcheng wraz z rodziną przyleciał wczoraj wieczorem do USA. W Nowym Jorku ma rozpocząć studia prawnicze. Guangcheng w kwietniu uciekł z aresztu domowego, wówczas amerykańska placówka udzieliła schronienia aktywiście.

Chen przyleciał z Pekinu samolotem linii United Airlines. Na lotnisku Newark czekali na niego dziennikarze, z którymi dysydent jednak się nie spotkał.

"Nie mam zamiaru zostać na stałe w Ameryce"

Bezpośrednio z lotniska Chińczyk pojechał na uniwersytet w Nowym Jorku. Uczelnia zaoferowała mu stypendium dla pracowników naukowych. Jestem szczęśliwy, że dotarłem do Ameryki - powiedział podczas powitania z władzami uczelni i studentami. Był zmęczony, ale też nie krył swej radości. Przez siedem lat nie miałem nawet dnia na odpoczynek. Tutaj będę mógł fizycznie i psychicznie dojść do siebie - stwierdził Chen. Dodał, że jest zadowolony, iż chińskie władze ze spokojem i powściągliwością traktują całą sytuację.

Dysydent wraz z żoną i dwójką dzieci osiedlił się w kompleksie uniwersyteckim Washington Square Village, gdzie mieszkają wykładowcy i studenci.

Wcześniej, podczas 14-godzinnego lotu do USA, 40-letni Chen wyznał dziennikarzowi stacji telewizyjnej CNN, że ma "mieszane uczucia" wyjeżdżając do USA. Zapewnił, że nie będzie ubiegał się o azyl polityczny w tym kraju, ani też że nie ma zamiaru zostać na stałe w Ameryce. Wyraził nadzieję, że będzie mógł powrócić do domu.

Chen niepokoił się także o to, jak jego decyzję o opuszczeniu kraju przyjmą chińscy dysydenci. Proszę o urlop i mam nadzieję, że to zrozumieją - tłumaczył.

Niewidomy dysydent wyrażał obawę, czy w odwecie za wynegocjowaną przy pomocy amerykańskich dyplomatów zgodę na wyjazd rząd nie będzie prześladował jego krewnych. Nie jest też jasne, czy otrzyma zezwolenie na powrót do ojczyzny.

Departament Stanu w wydanym oświadczeniu chwalił władze w Pekinie za powściągliwość i niekonfrontacyjne podejście do sprawy, która wzbudziła wiele emocji.

Guangchenguciekł z aresztu domowego i schronił się w ambasadzie USA

Sprawa Chena wywołała dyplomatyczny spór na linii Waszyngton-Pekin. Guangcheng - zagorzały krytyk rządowej polityki jednego dziecka - po ucieczce z aresztu domowego w kwietniu schronił się w ambasadzie USA w Pekinie. Po kilku dniach ją opuścił i trafił do stołecznego szpitala, gdzie leczył złamaną nogę.

Państwo Środka negatywnie oceniło fakt, że amerykańska placówka udzieliła schronienia aktywiście. W wyniku negocjacji Chiny zgodziły się wyrobić Chenowi i jego bliskim paszporty, aby mogli opuścić kraj, a USA zobowiązały się do jak najszybszego wydania im wiz. Na początku maja Departament Stanu USA podał, że ten prawnik samouk otrzymał propozycję zatrudnienia od amerykańskiego uniwersytetu.