Tylko na Śląsku od początku roku zgłoszono aż 95 fałszywych alarmów bombowych. Zatrzymano 15 osób, w tym również dzieci. Najczęściej dzwoniące osoby chcą po prostu zobaczyć, jak będzie wyglądać akcja służb ratowniczych.

Na policję i do szkół często dzwonią dzieci, które w ten prosty sposób chcą uniknąć np. klasówki. Do sądów dzwonią oskarżeni, by przesunąć termin rozprawy. W zdecydowanej większości dominuje jednak chęć zobaczenia, jak z alarmem poradzi sobie policja i służby ratownicze. Takie przyglądanie się sporo jednak kosztuje, bo policjanci i strażacy nie mogą zlekceważyć informacji o rzekomo podłożonej bombie.

Akcja ratownicza może kosztować bowiem od kilku do nawet kilkuset tysięcy złotych. Jeżeli sprawcą alarmu okaże się dziecko, za jego wybryk odpowiedzą rodzice, którym przyjdzie zapłacić słony rachunek. Gdy o fałszywym alarmie poinformuje osoba dorosła, stanie ona za to przed sądem.

Taki los spotka między innymi mieszkankę Chorzowa. Przedwczoraj kobieta zawiadomiła policję o bombie w warszawskim metrze. Już po godzinie do jej drzwi zapukali policjanci, którzy zatrzymali domorosłą „terrorystkę”. Kobieta miała półtora promila alkoholu. Nie była w stanie powiedzieć, dlaczego chciała wywołać fałszywy alarm. Chorzowiance grozi kara 3 lat więzienia.

Natomiast sprawcy fałszywego alarmu bombowego na dworcu kolejowym w Szczecinie grozi kara nawet do 8 lat pozbawienia wolności. Mężczyźnie postawiono bowiem zarzut „sprowadzenia niebezpieczeństwa w znacznych rozmiarach”. O rzekomo podłożonej bombie poinformował on policję w ubiegły wtorek wieczorem. Policja i służby ratownicze podjęły natychmiast decyzję o zamknięciu dworca i ewakuacji przyległych budynków. Sprawca przyznał się do winy.