Poznańska prokuratura wyjaśnia czy rzeczywiście doszło do ujawnienia tajemnicy państwowej przez policjantów, którzy mieli wyjawić przestępcom dane świadka incognito. Do incydentu doszło podczas wczorajszej rozprawy sądowej.

Jak to się stało, że dane, które powinny być tajne, przestały takimi być? I czy w ogóle do tego doszło? To wszystko próbuje ustalić prokuratura w specjalnym postępowaniu. Chociaż toczy się ono od 15 lutego nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów. Mówi się jednak dużo, że przeciek miał pochodzić z policji. Mówi się także o tym, że do świadka dotarła kopia kasety z jego przesłuchania na policji. Rzecznik poznańskiej komendy Andrzej Borowiak odrzuca wszystkie te oskarżenia: "Komenda Miejska Policji w Poznaniu nie dysponuje żadnym sprzętem do nagrywania przesłuchań. Poza tym policja nie przesłuchuje świadków in cognito. Taką czynność przeprowadza wyłącznie prokurator prowadzący śledztwo". Cała ta sprawa wygląda więc naprawdę dziwnie. Faktem jest, że prokurator prowadzący sprawę wygłosił dziś w sądzie oświadczenie na temat świadka in cognito, ale je utajniono. Po cichu mówi się jednak, że prokuratura wycofała zeznania tego świadka. To są jednak wieści nieoficjalne. Oficjalne są tajemnicą.

Wyjaśnienie sprawy ujawnienia danych świadka incognito zapowiedział minister sprawiedliwości, Lech Kaczyński. Jeden z oskarżonych jasno i wyraźnie odpowiedział na pytania swojego adwokata czy wie kto jest tym świadkiem i jak on się nazywa. Na ławie oskarżonych zasiada trzech mężczyzn podejrzanych o uprowadzenie dla okupu w listopadzie 1999 roku Michała Z. syna poznańskiego biznesmena. Porywacze żądali 100 tysięcy marek. Porwanego do dziś nie odnaleziono. Jednego z mężczyzn zatrzymano podczas próby przejęcia okupu. Kolejnych, kilka dni później właśnie dzięki zeznaniom świadków incognito. Dane takiego świadka w myśl prawa może znać tylko prokurator i sędziowie. Dziś przed poznańskim sądem odbędzie się kolejna rozprawa w procesie o porwanie poznańskiego biznesmena.

foto RMF FM

12:25