Dzień po tragicznym wypadku w pobliżu Londynu, do dymisji podał się Gerald Corbett, dyrektor generalny Railtrack, prywatnej spółki odpowiedzialnej za infrastrukturę kolei brytyjskich.

Zarząd spółki Railtrack miał zebrać się w środę wieczorem, aby rozważyć wszystkie fakty dotyczące katastrofy i zadecydować o przyjęciu lub odrzuceniu dymisji Corbetta.

Wskutek wykolejenia się pociągu pospiesznego, jadącego z londyńskiego dworca King's Cross do Leeds w północnej Anglii, cztery osoby zginęły, a 34 odniosły rany. Zaraz po wypadku policja nie wykluczała, że do katastrofy doszło za sprawą terrorystów lub wandali. Rzecznik policji oświadczył, że w niedzielę odebrano telefoniczne pogróżki dotyczące odcinka linii kolejowej między stacją King's Cross i Petersborough. Jednak rany odniesione przez pasażerów pociągu nie wskazują, aby doszło do jakiegoś wybuchu. Dyrekcja linii kolejowych oświadczyła, że nie było doniesień, aby przed wypadnięciem z szyn pociąg w coś uderzył.

Do katastrofy doszło na łuku torów. Lokomotywa i kilka pierwszych wagonów pokonały zakręt, ale środkowe wagony wypadły z szyn i stoczyły się z nasypu. Pociąg wiózł około 200 pasażerów. Wypadł z szyn po 14 minutach od opuszczenia stacji, niedaleko miejscowości Hatfield w hrabstwie Hertfordshire, około 50 kilometrów na północ od Londynu. Jechał wtedy z prędkością około 185 kilometrów na godzinę.

00:00