To, co obiecała minister zdrowia, to kropla w morzu potrzeb, grozi nam wpadnięcie w spiralę długów - alarmują szpitale. Minister Ewa Kopacz obiecała niedawno, że w Narodowym Funduszu Zdrowia znajdą się dodatkowe pieniądze na tzw. nadwykonania, czyli na zabiegi wykonane ponad limit ustalony na początku roku przez Fundusz. Tyle, że tych pieniędzy jest za mało.

W województwie warmińsko-mazurskim, gdzie już kilka tygodni temu niektóre szpitale przestały przyjmować pacjentów na zabiegi planowe, regionalny oddział NFZ jeszcze żadnych dodatkowych pieniędzy nie dostał i nie wiadomo, kiedy dostanie. Wiadomo natomiast, że ma otrzymać niecałe 50 mln złotych, a to zdecydowanie za mało.

Efekt dla pacjentów - na operacje ortopedyczne czy na usunięcie kamieni z pęcherzyka żółciowego muszą poczekać do przyszłego roku. Obecnie już kilkadziesiąt szpitali przesuwa zabiegi planowe. Co gorsza, mimo to placówki służby zdrowia zaczynają generować straty, a niektórym grozi wpadnięcie w pętlę zadłużenia - bo NFZ w tej chwili nie płaci nawet za zabiegi ratujące życie, których przesunąć się nie da.

O tym, że województwo warmińsko-mazurskie będzie miało finansowe problemy, wiadomo było właściwie od początku roku. To efekt stosowanego przez NFZ algorytmu podziału środków między poszczególne województwa - te biedniejsze dostają mniej, niż te bogatsze, na Warmii i Mazurach stawka na jednego pacjenta jest o prawie jedną trzecią mniejsza, niż na Mazowszu. Przedstawiciele warmińsko-mazurskiej służby zdrowia przekonują, że zwiększenie budżetu regionalnego oddziału NFZ o 200 mln złotych rocznie - czyli o ok. 10 proc. - sprawiłoby, że żaden szpital nie będzie przynosił strat oraz że zniknie problem kolejek.