Będzińska prokuratura nakazała by pod przymusem umieścić niebezpiecznego psa w schronisku, który siał postrach wśród psów i ludzi w Będzinie na Śląsku. Na osiedlu Zamkowym panowała wcześniej prawdziwa psychoza strachu.

Nie pomagały interwencje straży miejskiej i policji. Pit-bull - bez dokumentów pochodzenia - na oczach przerażonych świadków zagryzł na śmierć mniejszego psa. Zaledwie trzy dni temu pogryzł dotkliwie innego czworonoga. Aż zajął się nim prokurator. Teraz ludzie już mogą odetchnąć, jednak jeszcze dziś rano gdy rozmawiała z nimi nasza reporterka byli przestraszeni i nie chcieli mówić o tej sprawie. „Mieszkam tu i raczej bezpośrednio nie powiem o co chodzi” – to najczęstsza odpowiedź. Pan Jacek z sąsiedniego bloku był świadkiem dramatycznego zdarzenia, kiedy to agresywny pies zagryzł małego kundla: „To było okropne. Niemal odgryziona głowa. Skowyt – to zwierze długo walczyło, nie miało jednak żadnych szans” – powiedział RMF świadek zdarzenia. Inni mieszkańcy osiedla otwarcie przyznawali, że ich dzieci boją się wychodzić na dwór. „Wychodzą, ale ze strachem. Do szkoły je odprowadzamy” – mówili ludzie.

Właściciel – zdaniem sąsiadów – zachowuje się bardzo dziwnie i dlatego nie odważyli się zwrócić mu uwagi. Zrobiła to w ich imieniu straż miejska, która próbowała dociec dlaczego mężczyzna nie panuje nad swoim psem: „Właściciel psa stwierdził, iż jeżeli pies już zaatakuje, to nic nie jest w stanie już zrobić, ponieważ gdy zakończy atak, to odstąpi”. Jednym słowem właściciel zwierzaka, nie tylko nie zapobiega agresywnemu zachowaniu psa, ale i przeszkadza „bestii” w jej atakach.

15:30