Ministerstwo Skarbu Państwa wystawiło na sprzedaż 53 procent akcji koncernu paliwowego Lotos. Może okazać się, że poza małymi firmami, jedynym chętnym będzie firma z Rosji. A prawdopodobieństwo, że Lotos przejdzie w rosyjskie ręce jest naprawdę spore.

Rosjanie to teraz tak naprawdę jedyny gracz, który może w ogóle być zainteresowany gdańskim Lotosem. Bo to nie jest transakcja, która mogłaby skusić europejskich potentatów, takich jak brytyjski BP, francuski Total a nawet węgierski MOL i austriacki OMV. Wielkie firmy naftowe dzisiaj inwestują na bliskim wschodzie czy w takich wielkich rosnących rynkach jak Chiny czy Indie - ocenia ekspert rynku ropy Andrzej Szczęśniak. Rosjanie mają także inną przewagę - możliwość zapewnienia dostaw.

Ale jest i druga strona medalu. Gdyby transakcja doszła do skutku, czeka nas awantura, bo ostatnia próba sprzedaży Lotosy rosyjskiemu Łukoilowi skończyła się praktycznie komisją śledczą.

Do tego zagrożony będzie konkurencyjny państwowy Orlen i w efekcie cały polski rynek. W krótkim terminie to doprowadzi do wojny cenowej między tymi dwoma koncernami - ocenia były minister gospodarki Piotr Woźniak i twierdzi, że Rosjanie mogą najpierw pokonać cenowo Orlen, potem zmonopolizować rynek paliw i na koniec dyktować ceny, kosztem nas, czyli kierowców.