Gazprom jest winien Białorusi 260 mln dolarów za tranzyt gazu - wyliczył prezydent Aleksander Łukaszenka i polecił rządowi wstrzymać tranzyt rosyjskiego surowca przez terytorium swojego kraju. Sytuacja nie zmieni się, dopóki koncern nie spłaci zadłużenia. Łukaszenka zapewnił też, że Mińsk pożyczył już "od przyjaciół" pieniądze, by oddać Moskwie swój dług za otrzymany gaz.

Do jakiego cynizmu i absurdu może dojść, jeśli ty jesteś mi winien 260 mln, a ja tobie 190 mln, ale to ty zaczynasz mi za to zakręcać kurek - mówił Łukaszenka podczas spotkania z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem w Mińsku. Chcę was publicznie poinformować o tym konflikcie, który przeradza się w gazową wojnę między Gazpromem i Białorusią - dodał. Podkreślił również, że Białoruś nie spodziewała się podobnego cynizmu od władz Rosji: Wypowiedzi rosyjskich przywódców poniżają naród białoruski. To nie Białoruś jest zadłużona u Gazpromu, tylko Gazprom u Białorusi.

Łukaszenka zaproponował przy tym Gazpromowi powiązanie wzajemnych rozliczeń. Tym sposobem koncern miałby zapłacić Białorusi 70 mln dolarów. To dokładne wyliczenia i oni to przyznają - podkreślił Łukaszenka. Co jednak ciekawe, jeszcze wczoraj strona białoruska twierdziła, że dług Gazpromu wynosi 220 mln dolarów.

Białoruskie ministerstwo energetyki poinformowało tymczasem, że Białoruś całkowicie rozliczyła się z Rosjanami za gaz otrzymany w maju, ale "nie doczekała się przelania środków finansowych z Gazpromu za tranzyt w maju rosyjskiego gazu przez białoruski system transportowy do państw Europy".

To kolejna odsłona gazowego sporu na linii Moskwa - Mińsk. Wczoraj Gazprom rozpoczął ograniczanie dostaw błękitnego paliwa na Białoruś. Początkowo redukcja wyniosła 15 procent, dzisiaj dostawy zmniejszono już o 30 procent.

Konflikt wybuchł z powodu długu Białorusi wobec Gazpromu, który Moskwa szacuje na około 192 mln dolarów. Rosyjski monopolista twierdzi, że jego białoruski partner, Biełtransgaz, systematycznie łamie w tym roku warunki umowy sprzed czterech lat. Płaci bowiem za surowiec według stawek z 2009 roku, a więc 150 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Natomiast zgodnie z kontraktem, w pierwszym kwartale tego roku powinien płacić 169,22 dolara, a w drugim - 184,8 dolara.

Białoruś nie neguje długu wobec Rosji. Twierdzi jednak, że według stanu z 1 maja wynosił on 132,6 mln dolarów. Ponadto, według Mińska, Gazprom również jest winien stronie białoruskiej pieniądze.

W Polsce też odczujemy odcięcie dostaw

Jakie skutki może mieć ten gazowy spór dla Polski? Zmniejszenie dostaw możemy zauważyć najwcześniej po południu. Przez Białoruś trafia do nas bowiem dwie trzecie gazu ze Wschodu - to 16 milionów metrów sześciennych na dobę. Dziennie zużywamy natomiast około 24 milionów.

Sytuacja nie jest jednak dramatyczna. Poza kierunkiem białoruskim mamy jeszcze dostawy z Ukrainy (8 milionów metrów sześciennych) i z Niemiec (2,5 miliona). Siedem milionów metrów sześciennych na dobę pokrywa natomiast wydobycie krajowe.

Ponadto - jak usłyszał nasz reporter Krzysztof Zasada w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie - nasze magazyny są wypełnione w ponad 60 procentach, a ilość gazu, która trafia do całego systemu, pozwala te zapasy powiększać o 10 milionów metrów sześciennych dziennie. Pamiętajmy też, że mamy lato, więc ewentualne niedobory nie będą tak odczuwalne jak przy zimowych kłopotach z dostawami ze Wschodu.

KE (znów) wzywa Moskwę i Mińsk do przestrzegania zobowiązań

Komisja Europejska znów zaapelowała do Białorusi i Rosji, by dotrzymały swych "zobowiązań kontraktowych" pomimo trwającego sporu. Jej rzeczniczka ds. energetyki Marlene Holzner podkreśliła ponadto, że Komisja wciąż nie otrzymała od władz Białorusi oficjalnego zawiadomienia o decyzji w sprawie wstrzymania tranzytu rosyjskiego gazu do Europy.