Po stronie polskiej nie było żadnej przewlekłości postępowania z listem szefa Gazpromu Rema Wiachiriewa do premiera Buzka - uznała komisja powołana przez szefa KPRM Macieja Musiała do zbadania tej sprawy.

Środowa "Rzeczpospolita" napisała, że choć list był datowany na 5 stycznia, do Kancelarii Premiera dotarł 17 stycznia i wyjeżdżająca następnego dnia na rozmowy do Moskwy polska delegacja rządowa nie znała jego treści. Pismo szefa Gazpromu sugerowało gotowość rozwiązania w drodze negocjacji wszystkich spornych spraw dotyczących dostaw gazu i funkcjonowania gazociągu tranzytowego. Wiachiriew stwierdził w nim też, że żadna prywatna spółka działająca w Polsce nie ma pełnomocnictw do wypowiadania się w imieniu Gazpromu.

Historia jednego listu

Datowany 5 stycznia 2001 r. list - jako jawny - został dostarczony do polskiej ambasady w Moskwie 10 stycznia 2001 r. Protokół Dyplomatyczny MSZ otrzymał go 15 stycznia, a Kancelaria Premiera otrzymała go 17 stycznia. . Komisja podkreśliła, że nadawca (czyli Gazprom) nie nadał swojemu pismu "żadnej klauzuli". Główny doradca premiera ds. międzynarodowych Jerzy Marek Nowakowski mówił w środę, iż "źle się stało, że polska grupa negocjacyjna, która rozmawiała o współpracy gospodarczej, m.in. o gazie, nie znała tego listu. To wygląda mało poważnie, że Rosjanie myślą, że myśmy coś czytali, a myśmy tego nie czytali (...) Nie była to jednak jakaś śmiertelna szkoda i ja uważam, że alarm wokół tej sprawy jest zdecydowanie za duży". Dlaczego tak się stało. Otóż dni od 5 do 15 stycznia były w Rosji wolne od pracy. Poza zwykłymi weekendami przypadły na ten okres prawosławne święta Bożego Narodzenia. Komisja wyliczyła, że do listu miały dostęp osoby w następujących instytucjach; Kancelarii Premiera, MSZ, ministerstwach skarbu państwa i gospodarki, ambasadach: polskiej w Moskwie i rosyjskiej w Warszawie oraz zarządzie Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.

00:00