Studencka impreza dla niewielkiego grona w bloku w Turynie, na północy Włoch, zamieniła się w gigantyczny chaos. Na zabawę przyszło ponad 500 osób. Mieszkańcy bloku zostali uwięzieni w swych mieszkaniach. Porządek zaprowadziło dopiero 9 patroli policji.

Imprezę zorganizowało trzech studentów dla - jak zapewniają - około dwudziestu osób, ale wieść o zaproszeniu rozeszła się szybko wśród młodzieży, przede wszystkim za pośrednictwem portali społecznościowych. Niemal wszyscy, do których dotarła informacja o "domówce", postanowili na nią przyjść.

Trzy małe mieszkania, w których mieli bawić się studenci, nie pomieściły gości. Kilkaset osób wypełniło szczelnie kilka pięter w bloku i schody. Niektórzy w ogóle nie zmieścili się do budynku i pozostali na ulicy. Tłum wszędzie był taki, że mieszkańcy domu nie byli w stanie wyjść ze swych mieszkań. Na wszystkich piętrach głośno puszczano muzykę. W środku nocy imprezująca młodzież uniwersytecka przystąpiła na klatce schodowej do bitwy na poduszki.

Wezwana przez zdesperowanych lokatorów policja przyjechała w 9 radiowozach. Funkcjonariusze opanowali ogromny chaos dopiero nad ranem wyprowadzając uczestników zabawy.

Znacznie dłużej trwało sprzątanie po przyjęciu, które wymknęło się organizatorom spod kontroli. Na schodach pozostały setki butelek i góry pierza oraz stosy śmieci i szkło z wybitych szyb.

Sprawcy tej inwazji na blok bronią się mówiąc, że zaprosili tylko niewielkie grono znajomych. Ale wiadomość o imprezie zamieścili w Internecie wraz z prośbami "przynieście poduszki i alkohol". Goście nie zawiedli.

Policja uznała imprezę za nielegalne zgromadzenie i wszczęła dochodzenie. 

(mal)