Bogdan Rymanowski: Czy rację miał Eneko Landaburu (szef Dyrekcji Generalnej ds. Poszerzenia UE – przyp. RMF) mówiąc, że rozszerzenie Unii Europejskiej nastąpi nie 1 styczna 2004 roku, ale pół roku później?

Jan Truszczyński: Kto miał rację, okaże się już niedługo. Miałem okazję rozmawiać z Eneko Landaburem, m.in. na ten temat, parę dni temu. Eneko Landaburu uważa przede wszystkim, że jego wypowiedź została zniekształcona. Twierdzi także, że najważniejsze dla nas jest zrobić wszystko, aby zakończyć rozmowy z sukcesem w tym roku i utrzymać datę 1 stycznia 2004, jako orientacyjną datę wejścia w życie umów z tymi, którzy wstąpią do Unii.

Bogdan Rymanowski: Ale przecież jeśli popatrzy się na ostatnie informacje płynące z Brukseli, że ta data jest pod wielkim znakiem zapytania, zwłaszcza po vecie czterech krajów wobec dopłat dla rolników? Czy to oznacza zawalenia się kalendarza negocjacji unijnych, które miały się skończyć w grudniu? Mamy czerwiec, a kraje Unii nie mają jeszcze stanowiska w sprawach negocjacji rolnych.

Jan Truszczyński: Oczywiście to musi martwić. Partnerzy muszą się jeszcze dogadywać, bo jak widać jeszcze tego nie zrobili. Kolejną szansę mają w najbliższy poniedziałek ministrowie spraw zagranicznych, a po nich 21 czerwca w Sewilli - szefowie państw i rządów. Czy im się to uda – zobaczymy. W tej chwili gra idzie o to, czy w ogóle, co do zasady, dopłaty bezpośrednie mają się należeć rolnikom z nowych krajów członkowskich.

Bogdan Rymanowski: Dlaczego Niemcy, Holandia, Szwecja i Wielka Brytania zablokowały porozumienie w sprawie dopłat? Nie lubią nas czy mają własne interesy?

Jan Truszczyński: Dlatego że każdy ma własne interesy, dlatego że rozmowy z kandydatami nieuchronnie wpływają na rozmowy, które kraje członkowskie muszą prowadzić w swoim własnym gronie. Wymienione przez pana kraje od dawna nastają na to, aby finansowanie wspólnej polityki rolnej uległo zmianie, żeby reformy uległy pogłębieniu, żeby dopłaty bezpośrednie zostały odłączone bezpośrednio od produkcji, żeby płacić rolnikowi przede wszystkim za sam fakt gospodarowania na ziemi, za to, że utrzymuje ją w dobrym stanie, że dba o krajobraz, o środowisko. To jest dyskusja, która trwa od lat i teraz z wolna dochodzi do kulminacji.

Bogdan Rymanowski: Dlaczego tak późno? Czy to w związku z finiszem negocjacji, czy w związku z wyborami w niektórych krajach?

Jan Truszczyński: Wybory mają w tym przypadku mniejsze znaczenie, natomiast niewątpliwie fakt, że nasze rozmowy dochodzą do finału skłania kraje członkowskie do postawienia sprawy jasno: czy mają być dopłaty w UE, jeśli tak, to na jakie cele, w jakiej wielkości i dla kogo. Nigdy nie chcieliśmy, aby ta dyskusja wewnętrzna nakładała się na naszą własną dyskusję w sprawie przystąpienia do UE. Obawialiśmy się, że może ona wytrącić nas z rytmu, obawialiśmy się, że może opóźnić nasze własne rozmowy. Jesteśmy zapewniani, że tak się nie stanie, a jednocześnie wszyscy partnerzy wskazują, że rozmowy muszą się toczyć dalej i że dojdzie do kulminacji, finału tych rozmów gdzieś późną jesienią tego roku. To zmusza nas do jeszcze bardziej intensywnej pracy.

Bogdan Rymanowski: Ale czy ten ostry spór już teraz nie oznacza, że może dojść do zablokowania rozszerzenia UE?

Jan Truszczyński: Trzeba liczyć na to, że uda im się dojść do kompromisu. Na ogół w historii integracji europejskiej było tak, że jeśli była wyznaczona jakaś data, której nie można było przekroczyć, wszyscy starali się do tego czasu osiągnąć sensowne porozumienie. Po to, aby dowieść, że integracja posuwa się do przodu, że to jest klub, w którym udaje się podejmować decyzje, że podejmuje się je na czas i że te decyzje przynoszą korzyść wszystkim uczestnikom klubu. Myślę, że tak samo powinno być tym razem, dlatego że jest wola polityczna, kraje członkowskie ją wykazują od dość dawna. Oczywiście, trudności są i to nie są małe trudności, nie możemy ich lekceważyć. Teraz w interesie wszystkich jest, jak to załatwić, żeby zdążyć w grudniu tego roku.

Bogdan Rymanowski: Co to wszystko oznacza dla polskich rolników? Wstępna propozycja Komisji Europejskiej to 25 proc. dopłat bezpośrednich. Czy ta wewnętrzna wojna oznacza, że zmniejszy się do 15, albo do 0, czy może jest to szansa na zdobycie większych dopłat?

Jan Truszczyński: Myślę, że za wcześnie jest, aby w ten sposób spekulować. Gra między krajami członkowskimi idzie o to, czy w ogóle mają być dopłaty dla nowych krajów członkowskich, czy nie. Nikt nie kwestionuje tego, czy te dopłaty powinny być. Natomiast część krajów członkowskich chce wykorzystać dyskusję z nami do dogadania się w swoim własnym gronie, że od dopłat w obecnej wysokości trzeba powoli odchodzić w Unii. Te kraje, które pan wymienił, chcą zmusić pozostałe do przyznania, że dopłaty bezpośrednie trzeba powoli redukować.

Bogdan Rymanowski: A po czyjej stronie jest Polska? Po stronie Berlina czy Paryża?

Jan Truszczyński: To jest dobre pytanie. Wszyscy je nam stawiają: Francuzi, Niemcy, Anglicy, Włosi, Hiszpanie. Polska jest po stronie tych, którzy uważają, że warunki konkurencji rolników na wschodzie i na zachodzie UE, na południu i północy powinny być takie same, a instrumenty, jakimi się to osiągnie, pieniądze, jakie się na ten cel przeznacza, to jest sprawa wtórna. Najważniejsze jest to, aby warunki konkurencji były porównywalne.

Bogdan Rymanowski: Czyli raczej po stronie Berlina? Po stronie opinii, że lepiej znieść dopłaty, bo na 100 proc. dopłat nie mamy szans?

Jan Truszczyński: Istotnie, nie mamy szans na 100 proc. dopłat, ale mamy szanse na takie ustawienie negocjacji w rolnictwie, żeby wyjść z dobrym wynikiem, dającym możliwości skutecznego konkurowania naszym rolnikom.

Bogdan Rymanowski: Czy polska będzie płatnikiem netto, czyli będziemy więcej wpłacać do unijnej kasy niż z niej otrzymywać?

Jan Truszczyński: Z całą pewnością nie, dlatego że wszyscy się zgadzają - i państwa członkowskie, i Komisja Europejska, nie mówiąc o nas samych - że taki wynik negocjacji byłby absurdalny. Nie wolno w negocjacjach doprowadzić do takiego wyniku, więc trzeba się zastanowić, jakich instrumentów użyć, żeby zapewnić Polsce pozycję tego, który więcej dostaje, jako państwo rozwijające się, niż który daje do budżetu.

Foto: Marcin Wójcicki RMF Warszawa