„Trzy i pół tysiąca uchodźców z Syrii i Erytrei to żaden problem dla Polski” – przekonuje w rozmowie z RMF FM Rafał Kostrzyński z polskiego Przedstawicielstwa Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców. "W Libanie uchodźcy to dwadzieścia pięć procent społeczeństwa, w Polsce mniej niż dwie dziesiąte procenta" – tłumaczy.

Grzegorz Kwolek, RMF FM: Jak wygląda sytuacja w Syrii? Tam od wielu lat toczy się kryzys humanitarny, który wiele osób nazywa najpoważniejszym kryzysem XXI wieku.

Rafał Kostrzyński: Ja bym nawet powiedział, że to jest najpoważniejszy kryzys humanitarny od zakończenia II wojny światowej. Cztery miliony uchodźców, siedem milionów osób wewnętrznie przesiedlonych, całe stracone pokolenia... To nie jest coś, co nawet po wygaszeniu wróci szybko do normy. To będą dekady odbudowy tego kraju nie tylko ze zniszczeń wojennych, ale także leczenia tej traumy ludzkiej, do której doszło z powodu tej wojny. Tym bardziej, że teraz tak naprawdę nie wiadomo o co w tej wojnie chodzi, kto walczy z kim. Nie wiadomo nawet jak miałyby wyglądać rozwiązania polityczne. Od rozwiązań politycznych tu tak naprawdę trzeba by zacząć, bo rozwiązania humanitarne to tylko walka z objawami tej tragedii i to tylko z częścią. Ten kraj ucierpiał w tej chwili tak, że jego odbudowa jeżeli kiedykolwiek nastąpi w przewidywalnej przyszłości nie wiadomo, kiedy się zakończy.

To nie tylko Syria. W wielu krajach w tym regionie jest niespokojnie. Gdzie jeszcze jest niespokojnie i jak duża jest presja migracyjna w tym regionie?

Presje migracyjne są różnego rodzaju. W przypadku Syrii to są specyficzni migranci - to są uchodźcy. Podobna presja jest w Somalii, w Erytrei, czyli krajach, które są w zasadzie krajami upadłymi - tak jest w Somalii. Jeżeli chodzi o Erytreę to tam jest reżim niezwykle ostry i radykalny i ludzie uciekają przed tym reżimem i to przed nim ludzie uciekają i przed w zasadzie dożywotnią służbą wojskową. W innych przypadkach jest presja migracyjna dotycząca ucieczki przed biedą, ale to o czym mówi teraz Unia Europejska dotyczy wyłącznie uchodźców i osoby ubiegające się o status uchodźcy. To jest bardzo ważne w tej narracji, bo i wśród mediów i wśród polityków mówi się, że mamy sobie poradzić z napływem migrantów. To jest zbyt daleko idące uproszczenie! Nie poradzić sobie i nie z napływem migrantów, tylko mamy pomóc uchodźcom, którzy próbują dotrzeć do wybrzeży UE, bo nie mają innego wyjścia. W tych kwotach o których mówi UE, dotyczących również Polski, mowa jest wyłącznie o uchodźcach i osobach, które o ten status się ubiegają. Mowa jest głównie o Erytrejczykach i właśnie o Syryjczykach.

Europa próbuje równomiernie, solidarnie rozłożyć ten napływ uciekinierów, uchodźców, potencjalnych azylantów. Jakie są argumenty za tym, żeby Polska, która kulturowo jest dalsza od unijnego basenu Morza Śródziemnego jednak przyjęła tych ludzi?

To nie chodzi o kulturowość. Włochy również są kulturowo dalekie mniej więcej jak Polska. Nie przyjmuje się uchodźców według klucza podobieństw kulturowych, przyjmuje się według klucza humanitarnego, wtedy kiedy potrzebują znaleźć bezpieczne schronienie przed wojną i prześladowanie. Tym osobom nie grozi śmierć, jeżeli znalazły schronienie w Libanie czy w Jordanii, ale nie są w stanie w tych krajach z powodu znacznego obłożenia liczbą uchodźców w jakikolwiek podstawowy sposób odbudować sobie życia.

UE teraz działa, że jest podobieństwo kulturowe, tylko dlatego, że jest bardzo poważne zapotrzebowanie humanitarne. To jedna warstwa. A druga to kraje, które pan wspomniał - Włochy, czy Grecja - biorą na siebie ze zrozumiałych w pewnym sensie względów o wiele większy ciężar niż inne kraje UE. Ze względu na swoje położenie. Naturalne jest to, że w tego typu przypadkach te najbardziej obciążone kraje UE proszą całą resztę krajów. W końcu UE jest wspólnotą o czym mówi Traktat Lizboński, o pomoc w podzieleniu się tym ciężarem. Ten apel, który w tej chwili wystosowała Komisja Europejska do poszczególnych państw członkowskich UE to apel o solidaryzm. Czyli taki sam apel, z jakim wielokrotnie występowała Polska już w Unii Europejskiej. Różne kraje mają różne potrzeby i powinny liczyć na pomoc ze strony innych państw członkowskich. Propozycje KE my oceniamy jako idące w bardzo dobrym kierunku. Jako rozsądne i przemyślane. Zresztą one są zgodne z tym do czego UNHCR namawiał KE od wielu miesięcy w związku z sytuacją na Morzu Śródziemnym. I teraz tylko ważne jest to, w jaki sposób te propozycje będą wcielane w życie przez państwa członkowskie. Tu ważna jest ta odpowiedź humanitarna. Chodzi o przesiedlenie bądź relokację w sumie 60 tysięcy uchodźców bądź osób ubiegających się o status uchodźców. Tego wymaga od państw członkowskich UE zarówno konwencja genewska dotycząca statusu uchodźców, jak i Traktat Lizboński i w pewnym sensie konstytucja RP, w której też są zapisy o tym, kto może ubiegać się o status uchodźcy.  To jest normalna humanitarna odpowiedź i ważne jest, żeby poszczególne państwa UE zaangażowały się w takim stopniu, jak zostało to nakreślone. Przy czym, ten stopień nie został nakreślony z sufitu, tylko został ustalony w oparciu o poważne wyliczenia. Ważne jest również to, że w ślad za tymi osobami, które miałyby zostać przyjęte idą poważne pieniądze z UE - 6 tysięcy euro na osobę. To nie zaspokoi w całości potrzeb, ale znacznie odciąża potrzeby państw członkowskich.

Ta skala o której mówi UE - 3,5 tysiąca osób, które miałyby przyjechać do Polski to w pana ocenie skala, z którą polski system azylowy będzie sobie w stanie poradzić?

O to należałoby pytać Urząd ds Cudzoziemców. Jeżeli chodzi o skalę - to w porównaniu z liczbą uchodźców syryjskich, czyli 4 miliony - jest śmiesznie mała. Ja rozumiem, że UE nie może w tej chwili wykazać większego zaangażowania, ale tak czy inaczej ta skala jest śmiesznie mała. W Libanie 25 proc. społeczeństwa to są w tej chwili syryjscy uchodźcy. Stosunek cudzoziemców - nie mówię tylko o uchodźcach, osobach które się ubiegają o ten status - wynosi 0,2 proc. Czyli widać, jakie są gigantyczne różnice w proporcjach. Tym bardziej, że Liban jest ledwo zipiącą gospodarką, a Polska uważa się za kraj który jest zieloną plamą na ekonomicznej mapie UE i ma aspiracje, żeby być ważnym graczem UE. Ważny gracz UE powinien sobie poradzić z taką liczbą uchodźców. Tym bardziej, że ona w zestawieniach statystycznych nie jest wcale wysoka. W 2013 Polska przyjęła 14 tys. wniosków o nadanie statusu uchodźcy i system się nie zawalił. W tym roku, do tej pory około 3 tys. wniosków. Nie sądzę, żeby na koniec roku ta liczba była większa niż rekordowa w 2013. Nawet po uwzględnieniu, że przyjmiemy około 3 tysięcy osób ubiegających się o status uchodźcy z Syrii, Erytrei i osób z kraju południa UE, czyli Włoch i Grecji.