Liczba Polaków, którzy zarejestrowali się do głosowania za granicą przekroczyła 608 tysięcy. To wynik rekordowy - prawie dwa razy tyle, ilu wyborców wzięło za granicą udział w wyborach cztery lata temu, i prawie 200 tysięcy więcej, niż głosowało w wyborach prezydenckich w 2020.

Problemy organizacyjne

Proces rejestrowania się w komisjach wyborczych za granicą zakończył się o północy, podana liczba już się więc nie zmieni. Nie mieni się jednak także liczba zagranicznych obwodowych komisji wyborczych, z których większość od kilku dni już ostrzega przy rejestracji charakterystycznym komunikatem, mówiącym o zapisaniu się w danym miejscu bardzo dużej liczby głosujących, przewidywanym oczekiwaniem na głosowanie w długiej kolejce oraz rekomendującym... udanie się do innych komisji.

Dokąd jechać, aby zagłosować?

Ambasada w Niderlandach wprost sugerowała nawet dokąd, wskazując komisje w sąsiadujących z tym krajem Niemczech lub Belgii i podając odległości do nich. Sęk w tym, że te komisje wyborcze do których kierowała (np. w Antwerpii w Belgii)... także zgłaszały obciążenie i rekomendowały szukanie innego miejsca do głosowania.

W ostatnim dniu rejestrowania zamiaru głosowania w aż sześciu krajach w Europie wszystkie obwodowe komisje wyborcze rekomendowały udanie się do innych komisji. Tak było w Danii, Holandii, Irlandii, Szwajcarii, Szwecji i Luksemburgu. W Niemczech, gdzie zorganizowano kilkadziesiąt komisji, komunikatu rekomendującego poszukanie innego miejsca nie opublikowała tylko jedna.

Przepraszamy, szukaj dalej

O ile można sobie wyobrazić przejechanie na terenie jakiegoś kraju z jednego miasta do drugiego, w którym kolejki raczej nie będzie, o tyle trudniej to zrobić w kraju, w którym pojechanie gdzie indziej rekomendują wszystkie komisje, jak w Holandii czy Szwecji. Wymaga to oczywiście przejechania do innego kraju, co w wypadku korzystania np. z pociągu wymaga z kolei zmiany przewoźnika itp.

A jeszcze trudniej jest to zrobić np. w Irlandii, w której także wszystkie komisje rekomendowały korzystanie z innych komisji. Choćby dlatego, że Irlandia jest wyspą.

Rozmieszczenie komisji

Bywa dla Polonii niezrozumiałe, a jeśli zrozumiałe - to jako wykaz lokalizacji wygodnych dla polskich dyplomatów. Nie sposób inaczej wyjaśnić, dlaczego konsul nie godzi się np. na stworzenie komisji, mimo że miejscowi Polacy w Saragossie czy w Turynie byli gotowi stworzyć je sami, a nawet zorganizowali już lokale i urny. Nasi dyplomaci dołożyli we Włoszech dodatkową komisję, ale w Mediolanie, do którego jednak nawet część członków komisji przyjedzie... z Turynu.

W Amsterdamie, gdzie wg holenderskich urzędów mieszka ok. 6,6 tys. Polaków, do dwóch komisji obwodowych dołożono jeszcze jedną. W Rotterdamie jednak, gdzie Polaków jest dwukrotnie więcej - żadnej komisji nie było i nie ma, chociaż miejscowa Polonia o to prosiła.

Równość Polaków w kraju i za granicą?

Po prostu nie istnieje. Po ostatnich zmianach prawa wyborczego z głosowania korespondencyjnego można np. korzystać wyłącznie w kraju. Za granicą, gdzie na pierwszy rzut oka wydaje się to bardziej uzasadnione -  już nie. 

Przeciążone i nie zawsze rozsądnie rozmieszczone komisje okręgowe za granicą pod rygorem unieważnienia głosowania muszą policzyć głosy w ciągu 24 godzin. Ich odpowiedniki w Polsce tego obowiązku nie mają.

Wyborcy, którzy w dniu wyborów ukończyli 60 lat uzyskali faktycznie prawa wyborców niepełnosprawnych. Poza głosowaniem korespondencyjnym mogą skorzystać z bezpłatnego transportu do lokalu wyborczego. Ich odpowiednicy mieszkający za granicą takich praw nie mają, niezależnie od odległości od siedziby komisji i wieku.