Nie podoba mi się, kiedy sędzia TK mija się z prawdą. Zwłaszcza pod godłem RP, w todze, podczas ogłaszania postanowienia jako przewodniczący składu orzekającego i prezes Trybunału Konstytucyjnego. Czy robi to dlatego, że nie rozumie co czyta, czy świadomie manipuluje informacjami na jego temat nie ma przy tym znaczenia.

Wzburzenie

Dość głęboko poruszyła mnie rozbieżność (to bardzo delikatne określenie) relacji w sprawie powodów zagadkowego oświadczenia sędzi TK Julii Przyłębskiej z 14 marca. Ogłaszając odroczenie ogłoszenia wyroku w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa przewodnicząca pięcioosobowego składu orzekającego stwierdziła:

Oświadczenie to wzbudziło zrozumiałe poruszenie i falę domysłów. Dla większości prawników ingerowanie w sposób orzekania wyznaczonego do tego składu jest niedopuszczalnym przewinieniem, zagrożonym karami dyscyplinarnymi. Ponieważ sędzia Przyłębska nie podała nazwiska autora ani nie opisała treści tego niebywałego wniosku i nie wspomniała o jakichkolwiek krokach dyscyplinarnych - otworzyło się bardzo szerokie pole do spekulacji w tych sprawach.

Kombinowanie - kto i co?

Dość zgodnie dedukowano, że na ingerowanie w sposób orzekania z oczywistych względów nie zdecydowałby się żaden z tzw. starych sędziów Trybunału, spoza wyznaczonego do tego składu. Inaczej rzecz się miała z wnioskami dotyczącymi procedur - np. samego wyznaczenia składu orzekającego czy sposobu rozpatrywania sprawy - na rozprawie albo posiedzeniu niejawnym. W tej dziedzinie żadnemu z sędziów nie da się odmówić prawa do zajęcia stanowiska. Przyłębska mówiła jednak, że wniosek "zmierzał do podjęcia określonych czynności w ramach orzekania", zatem z pewnością nie dotyczył procedury.

Czy jeden to siedem?

Wczoraj wieczorem opublikowane zostało stanowisko sędziów, którzy po blisko dwóch tygodniach wyjaśnili w końcu, o co chodzi. Ponieważ Trybunał Konstytucyjny i sama Przyłębska w tym czasie uporczywie nie udzielali żadnych informacji, komunikat trybunalskiej "starej" mniejszości stał się jedyną dostępną interpretacją faktów:

Prawie nic się nie zgadza

Z zestawienia słów Przyłębskiej i siedmiorga sędziów TK wynika, że nie zgadza się liczba autorów wniosku z 13 marca (Przyłębska mówiła o jednym anonimowym sędzim, siedmioro sędziów wymienia swoje nazwiska). Nie zgadza się też kwestia dopuszczalności złożenia wniosku (Przyłębska mówi "poza jakimikolwiek procedurami", sędziowie że "każdy sędzia konstytucyjny ma prawo i obowiązek przedstawiania swojego stanowiska także w procedurach pozaorzeczniczych").

W kluczowej zaś kwestii Przyłębska utrzymuje, że wniosek zmierzał do ingerowania z zewnątrz w sposób orzekania przez wyznaczony do tego skład. Siedmioro sędziów oświadcza jednak, że wnioskowali jedynie o zmianę składu z pięcioosobowego i działającego na posiedzeniu niejawnym na pełny skład TK, rozpatrujący sprawę na rozprawie. To wniosek ewidentnie proceduralny i z pewnością niezmierzający do "podjęcia określonych czynności w ramach orzekania", jak to opisała sędzia Przyłębska.

Kto bardziej wiarygodny?

Mamy na stole oświadczenie podpisane przez siedmioro sędziów Trybunału Konstytucyjnego i dość bezładne słowa Julii Przyłębskiej, która nie podaje żadnych szczegółów wniosku, o którym mówi. Te, które podaje - nie odpowiadają opisowi, podanemu przez podpisanych z imienia i nazwiska autorów takiego wniosku.

Pani sędzia Przyłębska nie odpowiedziała dotąd na stawiane jej pytania w tej sprawie. Nie wszczęła postępowania dyscyplinarnego, co byłoby oczywiste, gdyby jej słowa o niedopuszczalnym nacisku na skład orzekający miały pokrycie w faktach. Stąd wątpliwości, czy je miało.

To jednak co powiedziała, wygłosiła publicznie w sali rozpraw Trybunału Konstytucyjnego, w jego imieniu, jako sędzia, przewodniczący składu orzekającego i prezes TK, w todze i pod godłem RP.

Jako obywatel wolałbym, by te wątpliwości rozwiała.