Kolejny dzień Francja zmaga się z aktami terroru i kolejny dzień państwo sobie z nimi nie radzi. Napastnicy w kilku już miejscach przetrzymują nieznaną liczbę zakładników. Nikt nie potrafi zagwarantować, że spirala terroru nie nakręci się jeszcze bardziej. Nawet oparta na prawie demokracja powinna w tej sytuacji sięgnąć po ostateczne wyjście; natychmiastową eliminację napastników.
Kiedy w kwietniu 2009 roku somalijscy piraci porwali kontenerowiec Maersk Alabama, uwięzionego przez nich kapitana Richarda Phillipsa uwolniono kilkoma skoordynowanymi strzałami żołnierzy SEAL Team Six, oddanymi z pokładu oddalonego USS Bainbridge. Trzej porywacze znajdujący się wraz z Phillipsem na rozkołysanej na falach, niespełna 10-metrowej łodzi ratunkowej zginęli w jednej chwili od strzałów w głowę. Kul snajperów nie powstrzymało ani to, że cele były ruchome, ani fakt, że łódź była zamkniętą kapsułą, w której cele nie były widoczne.
Przywołuję ten przykład dlatego, że zapewne bardzo podobnie wygląda dziś sytuacja w przynajmniej dwóch miejscach we Francji. Różnica działa jedynie na korzyść francuskich antyterrorystów: napastnicy nie znajdują się na pokładzie niewielkiej jednostki na pełnym morzu, a snajperzy francuskiego RAID nie są zdani na korzystanie tylko z pokładu innej jednostki.
Nie jestem krwiożerczy, dość udanie walczę też ze zrozumiałą po bezwzględnym rozstrzelaniu kilkunastu osób chęcią zemsty na zabójcach. Jedynie kalkuluję, tak, jak - jak sądzę - powinien teraz kalkulować szef francuskiego MSW. Gdyby bracia Kouachi nie zdołali zbiec po masakrze w Charlie Hebdo - nie doszłoby pewnie do wczorajszej, bezkarnej zbrodni w Paryżu. Gdyby z kolei nie doszło do niej - nie byłoby być może kolejnego aktu terroru dziś - wzięcia zakładników w sklepie.
Ten rodzaj ekstremistów, zwany "samotnymi wilkami", niezwiązanymi jasną strukturą, a czasem nawet niezwiązanymi wcale - nie daje się wyśledzić i prewencyjnie zatrzymać. Ich ujęcie żywcem także nie przynosi śledczym korzyści - do zeznania mają niewiele, a że po przekroczeniu granicy zbrodni do stracenia nie mają właściwie nic - ujęcie bez ofiar nie wchodzi właściwie w grę. Dlatego jedynym wyjściem jest ich eliminacja, przy okazji, być może, powstrzymująca tych, którzy rozważają przeprowadzenie kolejnych, podobnych akcji. Jeśli nie są pozbawieni strachu - świadomość nieuchronnej śmierci, niesionej przez pocisk przechodzący ściany z pewnością dałaby im do myślenia.
Terroryści, znając tolerancję Zachodu wiedzą, że czegokolwiek by nie zrobili - czeka ich uczciwy proces, moparty także na ich zeznaniach. Respektujący tak przez nich kontestowane prawa człowieka, zapewniający domniemanie niewinności i humanitarne traktowanie także tym, którzy strzelają w głowę bezbronnego i rannego policjanta.
Cywilizacja Zachodu dopuszcza jednak ostateczne rozwiązanie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zakładników. Dziś powinna po nie sięgnąć.
Sposobem na złego człowieka z karabinem jest tylko dobry człowiek z karabinem.
Jakkolwiek nieprzyjemnie i bezdusznie to brzmi - to niestety prawda.
Wystarczy spytać kapitana Maersk Alabama, Richarda Phillipsa.