Uchwalając ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej posłowie pobili dziś wszystkie rekordy - od wniesienia projektu do Sejmu do skierowania go do Senatu minęły zaledwie cztery godziny. Prześledzenie wcześniejszych faz powstawania superszybkiego projektu ujawnia, że rządowy projekt powstał wczoraj po południu, a ministrowie mieli na uwagi czas tylko do godz. 22:00.

Zaskoczenie

Wiadomość, że pomysł rezygnacji z karnej części przepisów ustawy o IPN w ogóle istnieje przekazał publicznie szef KPRM. O godz. 7:25 PAP poinformowała, że według Michała Dworczyka premier Morawiecki zwrócił się do marszałka Sejmu z wnioskiem o uzupełnienie porządku obrad Sejmu o punkt dotyczący nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Żadnego takiego projektu jednak w Sejmie nie złożono, a dokumentującym prawodawcze działania Rady Ministrów Rządowy Centrum Legislacyjnym nie było śladu jakichkolwiek prac nad podobnym projektem.

Elektryzujący news Dworczyka budził też zastanowienie dlatego, że poprzedniego dnia o godz. 10:00 odbywało się posiedzenie rządu i jeśli ministrowie chcieliby taki projekt przyjąć - zrobiliby to w zwykłym trybie, po prostu go omawiając, a potem ujawniając efekt w zwyczajowym komunikacie po posiedzeniu.

Komunikat taki ukazał się przed godz. 16:00, jednak wśród omawianych spraw słowem o ustawie o IPN nie wspominał.

Wydarzenia

Sam projekt został opublikowany na stronie internetowej Sejmu kilka minut po godz. 8:00. Marszałek nadał mu numer druku natychmiast, choć zwykle kierowane do Sejmu projekty ustaw trafiają najpierw do Biura Legislacyjnego, a czekanie na nadanie numeru druku może trwać nawet kilka tygodni. Godzinę później od omawiania projektu, którego godzinę wcześniej nie było, zaczęło się posiedzenie Sejmu.

Do projektu załączona była tzw. Ocena Skutków Regulacji, z której wynikało, że dokument powstał na polecenie premiera, a jego przygotowanie powierzono nie żadnemu z resortów, ale szefowi KPRM Michałowi Dworczykowi. Rubryki "nr w wykazie prac Rady Ministrów" nie wypełniono.

Dokumentacja po fakcie

Kiedy w Sejmie dobiegała końca ognista debata nad "projektem znikąd", Rządowe Centrum Legislacji nadgoniło zaległości w dokumentowaniu prac nad projektem. Z opublikowanych tam koło południa dokumentów wynika, że przygotowany poza wykazem prac legislacyjnych rządu projekt Michał Dworczyk konsultował z ministrami w tzw. trybie obiegowym. Mówiąc wprost - szef KPRM po prostu im go po południu rozesłał, dając członkom rządu na wniesienie uwag czas do... godz. 22:00.

Żaden z ministrów nie zgłosił w tym trybie uwag, chociaż jak napięty był nawet nie kalendarz, ale wręcz zegar prac, świadczy to, że wysłana faksem opinia MSZ dotarła do Kancelarii Premiera dopiero dziś o godz. 8:38. Wtedy projekt był już jednak złożonym w Sejmie dokumentem rządowym, który posłowie zaczęli omawiać dwadzieścia kilka minut później.

Komplet dokumentacji rządowego etapu prac nad projektem opublikowano już po jego uchwaleniu przez Sejm. Wszystkie trzy czytania posłowie przeprowadzili w kilka godzin dzięki nadaniu projektowi rangi pilnej przez premiera.

Olśnienie, że sprawa jest pilną a kontrowersyjną od początku ustawę trzeba zmienić, musiało nastąpić wczoraj po południu. Od tego czasu bardzo gwałtownie udzieliło się ministrom, posłom i senatorom. Dokładnie tym samym, którzy od pół roku zapewniali, że żadne zmiany w ustawie o IPN nie są potrzebne, a nawet jeśli - to już sprawa nie ich, a Trybunału Konstytucyjnego.

Być może olśnienie jest związane ze wspólnym stanowiskiem Mateusza Morawieckiego i premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Obaj mają wygłosić wspólne stanowisko dzisiaj o godz. 18:00. Jeden w Warszawie, drugi w Tel-Awiwie.