Około 40 miliardów rocznie - tyle mają kosztować obietnice, złożone na sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości. Propozycje wypłaty dodatkowych, gigantycznych świadczeń i obniżek podatków niespecjalnie pasują do uchwalonego ledwo parę tygodni temu budżetu, którego deficyt ma nie przekroczyć 28,5 miliarda. Jest jeszcze jedno istotne zastrzeżenie - rozdawnictwo nie kreuje rozwoju, a to co miało go kreować - rządowi nie wychodzi.

Gra na nosie ekonomistów i posłów

Ogłaszanie tak ogromnych transferów miesiąc po przyjęciu ustawy budżetowej zakrawa na kpinę z rozsądku. Albo środki, pozwalające na sfinansowanie tych działań były już przez rząd przewidziane w momencie uchwalania budżetu, i wtedy odpowiadający za projekt ustawy budżetowej gabinet dopuszczałby się co najmniej ich zatajenia przed Sejmem, albo ich zwyczajnie nie ma, i rząd będzie się je teraz starał znaleźć. Według dzisiejszych informacji rząd zajmie się tymi ogłoszonymi już propozycjami dopiero jutro, co wskazywałoby na tę drugą możliwość. 

I pierwsza, i druga jednak oznaczają coś głęboko niepokojącego. I jedno, i drugie budzi u obywatela poważne wątpliwości, co do sposobu sprawowania władzy. Wątpliwości jak dotąd niewyjaśnione.

Łatwe, proste rozdawnictwo

Wypłaty z programu 500+ na każde dziecko, wyjęcie spod PIT osób do 26. roku życia, trzynasta emerytura w wysokości 1100 złotych, obniżka PIT w ogóle i to z co najmniej dwukrotnym podniesieniem kosztów uzyskania przychodu wyglądają na działania co najmniej trudne do zbilansowania w skali budżetu. Są jednak proste technicznie, niewymagające wysiłku większego niż sprawne posłużenie się arkuszem kalkulacyjnym, a potem wdrożenia przez działania administracyjne. Czyli po prostu przygotowania mechanizmu obiecanych wypłat.

A gdzie ambicja?

Rząd premiera Morawieckiego przedstawia się jako gabinet wdrażający innowacje, rozwijający poważne inwestycje i śmiało, ambitnie i z rozmachem projektujący przyszłość kraju. Przywrócenie potęgi polskiego przemysłu stoczniowego, zastrzyk nowych technologii dzięki offsetowi, związanemu z zakupami zbrojeniowymi, budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, dziesiątki mostów...

Rozwojowi infrastruktury kraju "na przyszłość" miał służyć szereg programów, maniakalnie opatrywanych słowem "Plus", jako dobrą wróżbą ich powodzenia. Niestety, spora część tych ambitnych, ogłaszanych od lat programów dogorywa potem jako śmiałe i puste deklaracje na stronach internetowych resortów, od czasu do czasu reanimowana kolejnymi próbami modyfikacji.

Plusy ujemne

Ogłoszony w połowie 2016 roku program Mieszkanie+ miał dać mniej zamożnym Polakom 100 tysięcy tanich mieszkań na wynajem. Stymulować mobilność, pomagającą podążać za pracą, być kołem zamachowym budownictwa, dawać szansę tym, którzy nie boją się podejmować wyzwań. Efekt jest jednak nader mizerny. 

Jak dotąd po trzech latach działania programu zbudowano jednak tylko 480 objętych nim mieszkań, a realizujący program Polski Fundusz Rozwoju do końca roku zamierza... wskazać lokalizacje zapowiedzianych 100 tysięcy.

Zapowiadając w grudniu program Energia+ wicepremier Gowin mówiło o masowej budowie 5 milionów instalacji, opartych na odnawialnych źródłach energii. 

Miesiąc później minister Emilewicz nadała temu projektowi nader konkretny wymiar. Przy euforycznym zachwycie uczestników konwencji partii wicepremiera Gowina zapowiedziała, że program ruszy już w tym roku, obejmie jednak... 50 tysięcy gospodarstw. A i to - jak zwrócili natychmiast uwagę eksperci, zajmujący się odnawialnymi źródłami energii - głównie dzięki dofinansowaniu z UE. 

Resort zapowiedział "przygotowanie rozwiązań" i "uruchomienie mechanizmów", po czym zajął się pracą, by podołać narzuconemu sobie ambitnemu zadaniu.

Cywilizacyjny skok w elektromobilność

Dwa lata temu rząd przyjął ambitny Program Rozwoju Elektromobilności zgodnie z którym do 2025 po Polsce ma jeździć milion aut na prąd. Plan zakładał, że już w ubiegłym 2018 roku będą gotowe polskie prototypy takich aut. Ogłoszono konkurs... na karoserię takiego auta.

Kilka miesięcy temu zaś zajmujący się elektromobilnością wiceminister energii na posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. energetyki. Wiceminister dodał też, że realnym terminem pojawienia się prototypu jest rok... 2022.

Prototypów zatem nie ma, w ub. roku kupiono zaś kraju ledwo 1 324 auta elektryczne, głównie Nissanów i BMW. Z kolei wg ekspertów od elektromobilności w najkorzystniejszym wariancie rozwoju wydarzeń w planowanym przez rząd terminie do 2025 w Polsce może się pojawić najwyżej 500 tysięcy aut elektrycznych. Planowany przez rząd milion za 6 lat to mrzonka.

Od sierpnia rząd zbiera zgłoszenia do wartego 2,5 miliarda programu "Mosty dla regionów", po kilku miesiącach zebrał jednak... tylko jedno i rozważa przedłużenie terminu, wyznaczonego ma 29 marca.

Ambitnie nie wychodzi?

Jak widać programy wymagające przemyślenia, koordynacji i sprawnej organizacji niespecjalnie się rządowi udają. To, co miało już dawać efekty, i być przykładem dobrze zaprojektowanego rozwoju - nawaliło przez złe zaprojektowanie.

Stąd przedwyborcza ucieczka w proste rozdawnictwo. Ono udaje się znacznie lepiej.