Zelimchan Jandarbijew, z zawodu pisarz i poeta, walczy o niepodległą Czeczenię od ponad dekady. Na początku lat dziewięćdziesiątych był współtwórcą tymczasowego rządu Czeczenii.

Stanowisko prezydenta objął w 1996 roku, kiedy prezydent Dżochar Dudajew zginął trafiony rosyjską rakietą. Potem czeczeńscy partyzanci podpisali rozejm z Moskwą, a w prezydenckich wyborach w styczniu 1997 roku Jandarbijew przegrał z Asłanem Maschadowem, dowódcą czeczeńskiej partyzanckiej armii.

Druga wojna czeczeńska wybuchła w 1999 roku. Zginęły tysiące ludzi, Czeczenię praktycznie zrównano z ziemią. Teraz Jandarbijew ukrywa się w Katarze - Rosjanie rozesłali za nim list gończy.

Z Zelimchanem Jandarbijewem rozmawiali Marcin Mamoń i Mariusz Pilis:

Zelimchan Jandarbijew: Sam status eksprezydenta - to status oficjalny. Moja pozycja w danym regionie świata muzułmańskiego jest niezachwiana - pozwólcie że powiem wprost - i nie zależy od takich czy innych pełnomocnictw od Państwa Czeczeńskiego, od władzy Maschadowa. Ale oczywiście - jest też druga strona. Tymi kwestiami zajmuję się niezależnie od politycznej koniuktury dnia, i nawet niezależnie od realiów politycznych Państwa Czeczeńskiego. A kwestie którymi się zajmuję to idee wieczne, którymi będę zajmował się do końca życia.

Tak, że prostej zależności tu nie ma. Ale jest dług - mój dług, który znajduje się w bezpośredniej zależności od sytuacji Czeczenii. I dług ten staram się spłacić - dług obywatela, Czeczna, muzułmanina...

Marcin Mamoń i Mariusz Pilis: Powiedział pan niedawno, że sytuacja w Iraku obróci się inaczej, niż się wydaje. Co miał pan na myśli?

Zelimchan Jandarbijew: To już widać - kiedy cały naród Iraku żąda "precz z Saddamem", albo "precz z Bushem". Saddam nigdy nie cieszył się w świecie arabskim w świecie muzułmańskim przychylnością. Po 1991 roku, kiedy okazało się że on działał nieprawidłowo, że działał przeciwko samym Arabom - to jego deklaracje przyjmowano z konieczności. I demontaż jego despotycznych rządów - byłby po myśli również wielu Arabom - tak sądzę, w końcu znam tę sytuację. Ale jeśliby za tym szły rzeczywiście porządkujące, życzliwe działania tych, którzy mieliby tego dokonać. Ale kiedy ludzie widzą, że za tymi deklaratywnymi hasłami, które zapewniały o celu wojny - nie stoi prawdziwa istota tego, co się deklaruje - oni tego przyjąć nie mogą, to im ubliża. W ten zatem sposób to się nie uda - ani w świecie muzułmańskim, ani chrześcijańskim - ani żadnym! Dlatego, że są granice - naruszenie których pociąga za sobą konieczność działania według już innych zasad.

Marcin Mamoń i Mariusz Pilis: Myśli pan więc, że sposób postępowania Amerykanów w Iraku do niczego nie doprowadzi?

Zelimchan Jandarbijew: Ono już do niczego nie prowadzi. Myślę, że dojdzie do pomyślnego końca, ale nie pomyśli Amerykanów. W Iraku rzeczywiście powstanie chyba państwo islamskie. A Husajn był despotą, nie miał nic wspólnego z państwem islamskim - chociaż tam przecież wszyscy są wierzący, choć w różnych nurtach.. A teraz myślę, że powstanie tam państwo islamskie.

Marcin Mamoń i Mariusz Pilis: Jak się panu wydaje - ta wojna nie jest czasem przejawem tego, że w świecie istnieje zagrożenie dla demokracji? Dla tego, co budowane jest od zakończenia drugiej wojny światowej?

Zelimchan Jandarbijew: Faktem jest, że system demokratyczny ukazał nam swoje zupełnie inne oblicze... że wszystkich rozczarował, wielu nie przyzna się dziś do tego, ponieważ jeśli się przyzna - że to rzeczywiscie krach, to trzeba odpowiedzieć na pytanie - co dalej? Wielu poszukuje odpowiedzi dlaczego tak się dzieje. To tak jak wirus w świecie komputerów - który rozprzestrzenia się w sieci i niszczy wszystko - tak jest też w systemie demokratycznym... To znaczy że jakieś tam wartości gdzieś się zachowują, ale w konkretnej sytuacji wszystko ulega zniszczeniu - dewaluuje się... Wartości demokratyczne ulegają zniszczeniu - i można je odbudować, ale o ile w przypadku komputerów to jakoś da się zrobić - to w obecnej globalnej sytuacji politycznej między narodami - odbudować ich się nie da - bez strat.

Foto Archiwum RMF