"Niestety, siły natury mają to do siebie, że uderzają w różne miejsca. My możemy wtedy reagować i staraliśmy się reagować sprawnie. Jak pan widzi, miasto wróciło już do normalnego życia" - tak dyrektor Gabinetu Prezydenta Warszawy Jarosław Jóźwiak odpowiada na pytanie, czy władze stolicy są dumne, że po wielkiej ulewie miasto zyskało miano "Wenecji Północy". Wczorajsze zalanie trasy Armii Krajowej tłumaczy natomiast: "I tak służby pojawiły się w ciągu kilkunastu minut na miejscu i reagowały błyskawicznie. Po pierwsze: zamykając ruch, po drugie ewakuując te osoby, które zostały tam uwięzione".

Mariusz Piekarski, RMF FM: Czy Warszawa musi być zalana po burzy? To trochę brzmi jak w filmie Barei: "Jak jest zima, musi być zimno".

Jarosław Jóźwiak, dyrektor gabinetu Prezydenta Warszawy: Wszystko zależy od tego jak pada. Jeśli tak jak dzisiaj, równomiernie przez cały dzień, a opady nie przekraczają 10, 15 litrów na metr kwadratowy - to jest bezpiecznie. Jeżeli jest to zjawisko ekstremalne, takie jak wczoraj, gdzie nagle w ciągu kilkudziesięciu minut spadło około 40 litrów wody, to rzeczywiście wtedy stwarza to zagrożenie.

Ale dlaczego inne części miasta nie były zalane, tylko akurat trasa Armii Krajowej? To nie był pierwszy przypadek w tym miejscu.

W tym przypadku niestety były to deszcze ekstremalne. Ostatni raz z takim zjawiskiem w tym rejonie mieliśmy do czynienia w 2010 roku. Wtedy w tym miejscu zdarzyła się podobna sytuacja.

Czyli już było złe doświadczenie związane z tym miejscem, a mimo to od tamtej pory nic nie poprawiono
?

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ostatnio po raz drugi wybrała wykonawcę. Mamy nadzieję, że te prace ruszą jeszcze w tym roku na jesieni, że w ciągu dwóch lat problem zostanie rozwiązany ostatecznie.

Ale to nie zwalnia władz miasta z dbania akurat o ten odcinek, który nie jest jeszcze zmodernizowany. Tym bardziej może należało przebudować kolektory, powiększyć studzienki kanalizacyjne, zadbać o to, aby z tego miejsca, które jest w wąwozie - i to wiadomo od dziesiątek lat - można było odprowadzić wodę.

Tak naprawdę bez zamknięcia tej jezdni, bez zerwania asfaltu, pod którym znajduje się stara instalacja kanalizacyjna, nie ma takiej możliwości. 

Czemu tego odcinka trasy AK nie zamknięto i pozwolono tam wjeżdżać, kiedy już tam woda stała?

Proszę pamiętać, że żyjemy w żywym organizmie. Podczas tej ulewy w wielu miejscach tworzyły się takie niebezpieczne sytuacje. Natomiast tutaj woda napływała stopniowo. Tak naprawdę, cała ta sytuacja zaistniała w ciągu kilkunastu minut. Nie było takiej możliwości, żeby reagować szybciej. I tak służby pojawiły się w ciągu kilkunastu minut na miejscu i reagowały błyskawicznie. Po pierwsze: zamykając ruch, po drugie ewakuując te osoby, które zostały tam uwięzione.

Ale tam już stały samochody, które były zalewane wodą w wysokości dwóch metrów. Czy nie można było przewidzieć tego, że w tym miejscu woda na pewno się zbierze, zmienić organizację ruchu, nie wpuszczać tam kierowców?

Nie jesteśmy w stanie precyzyjnie wyznaczyć, gdzie nadciągająca chmura burzowa nad Warszawę nadchodzi i precyzyjnie gdzie ta woda się zgromadzi. Tym razem było tak, że zgromadziły się największe opady w tym miejscu. Natomiast jeśli chodzi o kierowców, mogą się oni ubiegać o odszkodowania od Zarządu Dróg Miejskich.

Który już mówi, że to siła wyższa i na odszkodowania raczej nie mają co liczyć.

Proszę najpierw ten wniosek skierować, a potem gdybać, czy ubezpieczyciel go uzna.

Czy władze Warszawy są dumne, że o Warszawie się już mówi "Wenecja Północy?

Jeden tego typu incydent nie może przesądzać. Przypomnę, że tego typu opady i podtopienia wystąpiły w innych miejscach w Polsce. Niestety, siły natury mają to do siebie, że uderzają w różne miejsca. My możemy wtedy reagować i staraliśmy się reagować sprawnie. Jak pan widzi, miasto wróciło już do normalnego życia.