"Nie mamy wyjścia. System nie jest z gumy, potrzebuje kadry. Ludzie są zmęczeni" - mówi Jarosław Pinkas, pytany o wydolność służby zdrowia. Gość Roberta Mazurka zaznacza: kadra jest zmęczona, zdemotywowana. "Jest dużo przypadków śmiertelnych. Ten wirus jest inny" - podkreśla.

"Musimy zrobić wszystko, żeby przybyło lekarzy" - zaznacza Jarosław Pinkas. Pytany jak? Odpowiada: być może jest czas, żeby uruchomić innych medyków.

"Studenci szóstego roku studiów lekarskich mogliby dostać częściowe prawo do wykonywania zawodu" - twierdzi gość Roberta Mazurka. 

"Każdy lekarz, który przyjeżdża do nas zza granicy, jest dla nas skarbem" - mówi.

"Nie da się zamknąć wszystkiego. Musimy mieć funkcjonującą gospodarkę" - mówi gość Roberta Mazurka w RMF FM, pytany o ewentualne, kolejne obostrzenia. Były szef GIS, a obecnie krajowy konsultant ds. zdrowia publicznego zaznacza: mamy społeczeństwo, które coraz bardziej zaczęło wypierać wirusa. "Najważniejsza jest edukacja. Trzeba ludziom pokazać, że ten wirus jest groźny"- mówi.

"Ludzie coraz bardziej oponują przeciw obostrzeniom. Z tego chyba nie będzie wiele wynikało. Ludzie mają tego serdecznie dosyć" - zaznacza gość RMF FM.

"Lód w majtkach"? On już dawno się rozpuścił. Ale liczba polityków, którzy odrzucają to, co robi rząd, jest przerażająca

"To, co się dzieje w sieci, jest szalenie niebezpieczne. Liczba polityków, którzy także odrzucają to, co robi rząd, jest przerażająca" - mówił w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM prof. Jarosław Pinkas. Były szef GIS wrócił do swoich głośnych słów sprzed roku, w których zalecał politykom "włożenie lodu w majtki", zanim wypowiedzą się o pandemii.

"Mam nadzieję, że wróci pan jednak do tego "lodu w majtkach", on jednak jest dla mnie fascynujący. On się już dawno rozpuścił" - mówił Robertowi Mazurkowi. "Ten lód w majtkach czemuś służył" - przekonywał. "Ja powiedziałem to w kontekście, kiedy politycy chcieli, żebyśmy kupowali Tamiflu, preparat na grypę, żebyśmy leczyli nim Covid-19" - mówił nawiązując do obecnych wypowiedzi parlamentarzystów krytykujących wprowadzanie obostrzeń. 

Jarosław Pinkas odniósł się do badań na amantadyną, lekiem, który według części medyków pomaga w walce z Covid-19. "Jeżeli lekarz ma w rzetelny sposób leczyć, musi być przekonany o bezpieczeństwie preparatu, który stosuje" - stwierdził były szef GIS.

"Będą wskazania medyczne grup ekspertów, (...) to taki lek powinien być stosowany" - dodał. "Testujemy ją z odpowiednią szybkością" - ocenił gość RMF FM.

Przeczytaj całą rozmowę Roberta Mazurka:

Robert Mazurek: Po pierwsze, to chyba jednak oddycha pan z ulgą, że nie jest pan teraz Głównym Inspektorem Sanitarnym, że nie musi się pan z tym wszystkim męczyć?

Jarosław Pinkas: Wie pan, pewnie z pewną ulgą tak, ale moje emocje, moje dobre intencje są w GIS, przy wszystkich tych, którzy walczą z pandemią, przy wspaniałych pracownikach inspekcji sanitarnej, którzy od kilkunastu miesięcy robią wszystko, żebyśmy byli bezpieczni, żebyśmy mieli poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego. Pracują niezłomnie, non stop, 24 godziny na dobę. No mam nadzieję, że mają perspektywę, w tej chwili dzięki szczepieniom, że ta pandemia kiedyś się skończy.

Wszyscy mamy nadzieję, że to się kiedyś skończy. Pytanie do pana, jako konsultanta do spraw zdrowia publicznego, jest jedno podstawowe, czy nasz system ochrony zdrowia to wszystko wytrzyma?

My nie mamy wyjścia. System oczywiście nie jest z gumy, system potrzebuje kadry. Ta kadra, która jest obecnie, jest kadrą bardzo zmęczoną, często zdemotywowaną. Bardzo duża liczba przypadków śmiertelnych. Ten wirus jest inny niż był na początku pandemii. Ludzie to źle znoszą. Ludzie potrzebują zmiany, ludzie potrzebują wsparcia. I teraz rzeczywiście musimy zrobić wszystko, żeby przybyło lekarzy. Tak jak słyszeliśmy, mają przyjechać ci, którzy chcą pracować z krajów ościennych. Ale myślę, że w tej chwili być może już czas na to, żeby uruchomić wszystkich tych, którzy mogliby jeszcze...

Ale właśnie. Kto mógłby jeszcze? Bo za sekundę porozmawiamy o tych lekarzach, którzy mogliby przyjechać z zagranicy, głównie ze wschodu. A pan mówi, że trzeba uruchomić tych innych. Tych innych, to znaczy kogo?

Ja tak sobie myślę, że właściwie studenci szóstego roku obecnych studiów lekarskich mają do końca swoich studiów 2-3 egzaminy. Oni mogliby już dostać wg mojej oceny - trzeba by to oczywiście przeanalizować - częściowe prawo wykonywania zawodu do pracy z covidem. I to już jest kilka tysięcy ludzi, którzy mogliby zasilić opiekę zdrowotną dalej. Jest myślę kilka tysięcy lekarzy, bardzo dobrze, wykształconych, którzy nie mają prawa wykonywania zawodu. To są ci, którzy stracili prawo wykonywania zawodu, dlatego że pracowali np. w placówkach naukowych, czy w przemyśle farmaceutycznym.

Ale wie pan, z równym powodzeniem mógłbym teraz powiedzieć: mamy posłów i senatorów lekarzy i wielu z nich jakoś nie kwapi się do tego, by podjąć dyżury.

Ja myślę, że kilku, o których słyszałem, zwyczajnie pracuje na dyżurach w szpitalach.

Tak, to prawda. Pan senator Karczewski i paru innych rzeczywiście tak. Natomiast ja nie chcę w tej chwili wymieniać z nazwiska, bo to nie jest rzecz w takim wytykaniu komuś, ale są i wśród posłów opozycji, i pewnie też wśród posłów PiS lekarze, którzy się nie kwapią. Mówię o tych, którzy mają prawo do wykonywania zawodu.

Jeżeli mają, to oczywiście jest to ich decyzja. Natomiast ja mam głębokie przekonanie, że rzeczywiście tam, gdzie są braki, należałoby pomyśleć o tym, żeby wspomóc kolegów.

Skąd mamy brać sprzęt? Bo jak słyszę, nie ma respiratorów na Śląsku, pacjenci są skierowani na Opolszczyznę, szpital tymczasowy w Opolu - tam właśnie nie było respiratorów. To są informacje z wczoraj, może się jakieś zwolniły, bo to jest rzecz bardzo płynna... Słyszeliśmy wczoraj, że było na Mazowszu 13 wolnych respiratorów. Na całym Mazowszu. To są wszystko zatrważające zupełnie dane. To oznacza, że nie ma gdzie tych ludzi np. położyć. Co możemy jeszcze zrobić, żeby system to wytrzymał? Jeżeli w ogóle to jeszcze możliwe.

Przede wszystkim logistyka. Są miejsca, gdzie w tej chwili pacjentów jest istotnie mniej. Są takie województwa, gdzie wdrożone były bardzo drastyczne metody, żeby się nie poruszać, taki częściowy lockdown, chociażby w województwie warmińsko-mazurskim, i trzeba w tej chwili prowadzić działania logistyczne pokazujące, że tam, gdzie są wolne respiratory, wolne łóżka, trzeba transferować sprzęt. Także to w tej chwili rzeczywiście lekarze wojewódzcy, wiem, że robią wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne... Mam jednak taką nadzieję, że to jednak jakoś da zrobić. Każda pandemia ma to do siebie, że się kończy. Mamy w tej chwili dramatyczny wzrost zachorowań, ale większość tego, jak to będzie wyglądało, zależy od nas samych. Musimy wspomóc opiekę zdrowotną poprzez nasze rozsądne, racjonalne zachowanie.

Ale opieka zdrowotna to jednak w dużym stopniu nie to, czy my będziemy nosić maseczki, ale to jest także to - głównie to - czy będzie nas miał kto leczyć. Tutaj wrócę do tematu lekarzy z zagranicy. Minister Niedzielski twierdzi, że to nie jest tak, że rząd jest opieszały w ściąganiu ich. Mówi tak: "każda korporacja się broni. Niestety tutaj sytuacja jest taka, że nie ma czasu na dyskusję". I wytyka Okręgowym Izbom Lekarskim, że protestują przeciwko nostryfikowaniu dyplomów, przeciwko zatrudnianiu lekarzy z zagranicy. Kto jest temu winien, że nie możemy przyjąć lekarzy z zagranicy? A może to jest zły pomysł w ogóle, żeby ich brać?

Panie redaktorze, winni są ci, którzy przez całe dziesięciolecia nie pamiętali o tym, że trzeba wykształcić odpowiednią liczbę lekarzy. W 2015 roku byłem sekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia i pierwszą rzeczą, jaką udało się zrobić wspólnie z ministrem Radziwiłłem, to rozmowy ze wszystkimi rektorami, żeby w istotny sposób zwiększyć nabór na studia medyczne. Proszę zobaczyć, co się działo od roku 2015, jeżeli chodzi o przyjęcie na studia medyczne, a także otwieranie nowych kierunków lekarskich na różnych uczelniach. To się zaczęło robić. Trzeba było o tym myśleć dużo wcześniej. Wiedzieliśmy, jaką mamy sytuację, wiedzieliśmy, że lekarze polscy wyjeżdżają za granicę...

To jest to, co było. Ja pytam o to, jak teraz tę sytuację ratować?

To nie jest czas na dyskusje, to jest czas na to, żeby w polskim systemie opieki zdrowotnej była jak największa liczba lekarzy, żebyśmy mieli poczucie...

Czy to jest tak, że minister Niedzielski ma rację mówiąc, że to Okręgowe Izby Lekarskie blokują miejsce, pracę lekarzom z zagranicy? Czy też to rząd jest opieszały i nie potrafi ich ściągnąć?

Panie redaktorze, myślę, że nie jesteśmy krajem tak bardzo atrakcyjnym dla wielu lekarzy z zagranicy. Ten transfer odbywa się do innych krajów. Do takich krajów, gdzie się znacznie więcej płaciło i płaci lekarzom, do Szwecji, Wielkiej Brytanii, Niemiec. I oczywiście każdy lekarz, który przyjeżdża do Polski, powinien być dla nas skarbem, o ile spełnia kryteria odpowiedniego wykształcenia.

Przypominam panu, że rozmawiamy w sytuacji, w której brakuje nam lekarzy, ale jeszcze jakiś czas temu, bardzo niedawno, w 2017 roku pani poseł, prof. Józefa Hrynkiewicz, mówiła: "a niech jadą!" na wieść o tym, że wyjeżdżają z Polski lekarze, pielęgniarki.

To było myślę dość mocno niestosowne w tamtym czasie. Bardzo cenię sobie panią prof. Hrynkiewicz, ale myślę, że te słowa nie powinny paść. One spowodowały wiele niepokoju.