"Mamy sukces Donalda Tuska. Donald Tusk jest Polakiem, ale nie był kandydatem polskiego rządu. W całej sprawie zapominamy, że gdy Tusk kandydował na pierwszą kadencję, miał poparcie ówczesnego rządu, a opozycja wtedy to uszanowała. Rządy przedstawiają kandydatów – tu tę zasadę złamano. Zrobiono bardzo niebezpieczny precedens (…), który może mieć negatywne konsekwencje dla UE" – powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prezydencki minister Andrzej Dera. „To jest domena rządu. Czy (prezydent – Red.) nie brał udziału? Chyba widać. Kiedy miał wziąć udział? (…) Tę sprawę, obowiązek przekonywania, wziął na siebie rząd polski” – tak gość Marcina Zaborskiego odpowiedział na pytanie o zaangażowanie prezydenta Andrzeja Dudy w kampanię na rzecz wyboru Jacka Saryusz-Wolskiego na szefa Rady Europejskiej.

Marcin Zaborski, RMF FM: Minister Andrzej Dera z Kancelarii Prezydenta jest naszym Gościem, dzień dobry.

Andrzej Dera, Kancelaria Prezydenta RP: Dzień dobry.

Donald Tusk na drugą kadencję w Radzie Europejskiej. Mamy sukces Polski w Brukseli?

Mamy sukces Donalda Tuska.

Ale nie Polski?

Cytat

Donald Tusk jest Polakiem, ale nie był kandydatem rządu polskiego

Donald Tusk jest Polakiem, ale nie był kandydatem rządu polskiego.

Czyli to nie jest polski sukces?

Panie redaktorze, w całej tej sprawie zapominamy o jednym fakcie - że jak Donald Tusk kandydował na pierwszą kadencję, to był reprezentantem polskiego rządu, Platforma miała większość. Wtedy nikt tego nie kwestionował i było to uszanowane ze strony opozycji. Rzeczą naturalną, normalną i zgodną z procedurami unijnymi powinno być to, że rządy przedstawiają swoich kandydatów. Tu tą zasadę złamano.

Rząd polski przedstawił swojego kandydata, Jacka Saryusz-Wolskiego i mamy wynik 27:1.

Pan się ekscytuje wynikiem, a ja mówię o zasadach.

Nie, panie ministrze nie chodzi o ekscytację. Chodzi właśnie o te zasady także. Jak opisać ten wynik 27:1 w bliskim Panu języku szachowym?

Jeszcze raz mówię, mówimy tutaj o zasadach. I zrobiono bardzo niebezpieczny precedens. Dzisiaj, oczywiście, opozycja może się ekscytować, że jest to wielki sukces. Natomiast ono może miejsc bardzo negatywne konsekwencje dla Unii w przyszłości, bo to jest bardzo niebezpieczny precedens. Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś wbrew Angeli Merkel, z opozycji niemieckiej, zostaje na stanowisko głosami innych przywódców desygnowany.

Ucieka pan od odpowiedzi na pytanie "27:1". "Szach i mat" - tak by pan powiedział szachowym językiem?

Panie redaktorze, to nie jest ucieczka, tylko wskazanie na wyraźny problem, który będzie w przyszłości problemem Unii Europejskiej. Naprawdę nie robiłbym z tego żartów, ani rozwieszczał tu jakiś wynik, czy jakieś takie ekscytowanie się...

Konkretne pytania - konkretne odpowiedzi. Dokładnie miesiąc temu w Sejmie szef MSZ Witold Waszczykowski mówił tak: "Zamiast stać na bocznej linii, kibicować głównym graczom, sami weszliśmy do gry międzynarodowej, na międzynarodowej arenie. Okazało się, że potrafimy opracować taktykę, wyłożyć argumenty i przekonywać do swoich racji". Naprawdę?

Nie przekonaliśmy, bo ten wynik to pokazuje. Natomiast wyraźnie wybrano święty, błogi spokój. Nic się nie zmieniło, proszę zwrócić uwagę, i się nic nie zmieni.

Jeśli nie przekonaliśmy, to kto odpowiada za to, że nie przekonaliśmy, panie ministrze?

Jeszcze raz mówię, przedstawiciele państw Unii Europejskiej wybrali święty spokój.

Ale z tymi przedstawicielami państw UE rozmawiali polscy politycy, panie ministrze.

Donald Tusk gwarantuje święty spokój. I gwarantuje, że Unia nadal będzie trwała w kryzysie - kryzys się pogłębia. Jakie są rozbieżności, widać chociażby w Wielkiej Brytanii, że nieumiejętna polityka Unii doprowadziła do wyjścia Brytyjczyków. Widzimy poważne problemy w Niemczech, widzimy poważne problemy we Francji. Ale dla tych polityków lepiej, żeby na tym poziomie był spokój, bo muszą się zająć swoimi sprawami, w swoich sprawach.

Polityka polskiego rządu w tej sprawie była umiejętna?

Wynik pokazuje, że nie udało się przekonać innych do tego, żeby respektować zasady. Wybrano, jeszcze raz mówię, święty spokój.

A dlaczego się nie udało? Dlatego, że ktoś być może źle przekonywał? Może za późno?

Panie redaktorze, być może za późno, nie wiem tego. Natomiast jeszcze raz powtórzę, wybrano święty spokój.

Od kiedy Andrzej Duda wiedział, że Jacek Saryusz-Wolski jest kandydatem polskiego rządu na szefa Rady Europejskiej?

Był poinformowany przed ogłoszeniem.

Ale kiedy?

Panie redaktorze, ja nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, bo nie byłem świadkiem tej rozmowy.

Nie pytam o konkretny dzień. Mniej więcej, w jakim momencie?

Ja mówię - przed ogłoszeniem tej kandydatury.

Kandydatura była ogłoszona w sobotę.

Mówię - przed.

Jak długo przed?

Nie jestem w stanie precyzyjnie na to pytanie odpowiedzieć.

To dość istotne pytanie, bo to jest pytanie o to, kiedy prezydent Andrzej Duda zaczął lobbować za kandydaturą Jacka Saryusz-Wolskiego.

To jest domena rządu i rząd wziął na siebie tę odpowiedzialność, że on będzie tę sprawę rozgrywał.

Prezydent w ogóle nie brał udziału w namawianiu do polskiego kandydata?

To chyba widać.

Co widać - że nie brał udziału?

Cytat

Kiedy prezydent miałby namawiać na kandydaturę Saryusz-Wolskiego? Od soboty?

Kiedy miałby wziąć udział? Od soboty?

Czyli od soboty wiedział?

Mówię tak, jak pan mówi. W sobotę została ogłoszona.

Minister Waszczykowski w tym studiu wczoraj mówił, że już w grudniu nazwisko Saryusz-Wolski pojawiało się w różnych sytuacjach.

Pojawiało się w kwestiach rządowych. Ja mówię o tym, że został pan prezydent poinformowany przed zgłoszeniem tego przez rząd, w sposób formalny.

Tyle, że kompetencje prezydenta przewidują, że jest on reprezentantem państwa w stosunkach międzynarodowych i mógłby wziąć udział w tym lobbowaniu na rzecz polskiego kandydata.

Tę sprawę wziął na siebie rząd polski. W tym sensie tak to wyglądało.

Czyli Andrzej Duda nie wykonał żadnego telefonu, nie było żadnego spotkania, na którym rozmawiał o tym: "Słuchajcie, mamy takiego kandydata, pomyślcie o nim".

Panie redaktorze, jeszcze raz powtórzę: te obowiązki przekonywania innych wziął na siebie rząd polski.

Prezydent pogratulował już Donaldowi Tuskowi?

Prezydent w tej chwili jest w Świętochłowicach (Prezydent jest w Siemianowicach Śląskich - Red.) na spotkaniu, więc myślę, że w niedługim czasie pan sam zobaczy...

Na Twitterze?

Być może. Zobaczy pan, co zrobi pan prezydent Andrzej Duda.

Pan ma okazję już teraz pogratulować.

Cytat

Mam okazję pogratulować Donaldowi Tuskowi, i gratuluję, ale bez entuzjazmu

Mam okazję pogratulować, i gratuluję, ale bez entuzjazmu. Ten wybór nie jest wyborem marzeń, ponieważ Donald Tusk jakim był przewodniczącym, wszyscy ostatnio widzieli, i nie ma tutaj czego tak naprawdę gratulować.

Panie ministrze, dlaczego prezydenta nie było w poniedziałek w Wersalu?

Odpowiem takim pytaniem: A dlaczego nie było prezydenta Donalda Tuska w Wersalu?

Byli tam: kanclerz Niemiec, prezydent Francji, premierzy Hiszpanii i Włoch, i rozmawiali o przyszłości Unii Europejskiej.

A dlaczego nie było prezydenta Unii Europejskiej Donalda Tuska w Wersalu, choć mówiono o poważnych sprawach dla Unii?

Jeśli pan pyta - odpowiem. Wydaje mi się, że taktyka "pytanie za pytanie", to jest taka troszkę przedszkolna taktyka, przyzna pan.

Może, jeżeli pan mówi, że przedszkolna, to panu odpowiem. Cztery państwa cały czas decydują o tym, co się w Unii dzieje, a nie żadna Rada Europejska, żadne inne. Niemcy, Francja, Włochy, tak?

I pamięta pan, co Andrzej Duda mówił w kampanii wyborczej właśnie o takich rozmowach? Mówił, że będzie zabiegał o to, by nasi partnerzy w Unii Europejskiej traktowali nas po partnersku.

Jak widać, nie traktują. Uważają, że są lepsi, że wiedzą lepiej, że nie są ważne zasady. Ważne jest to, co oni ustalą, a reszta ma się temu podporządkować.

To gdzie ten sukces Andrzeja Dudy?

I Polska pokazała, że nie zgadza się z taką procedurą. I to, co przed chwileczką nawet w wiadomościach słyszeliśmy, premier Malty mówi: Tak, rzeczywiście; Polska w tym ma rację; trzeba coś z tym zrobić, bo tak być nie powinno. I będzie rozmawiał, żeby te kwestie jednak zmieniać. Żeby były jasne i czytelne procedury. Nie żeby przedstawiciele Niemiec, Włoch, Francji decydowali o tym, co się będzie w Unii Europejskiej działo. Bo na pewno Donald Tusk nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie.

Kiedy był pan posłem Solidarnej Polski, pana kolega Arkadiusz Mularczyk, mówił wtedy tak: "Obudź się Polsko, obudź się polska polityko zagraniczna. Bądź wreszcie aktywnym, liczącym się w czynach, a nie słowach na międzynarodowej arenie". Udało się?

Panie redaktorze, Polska została zaproszona do G20, tak? Jest to sukces czy nie?

OK, a inne?

A, OK, a teraz tak delikatnie - OK. Jest to sukces.

Nie, ja pytam o coś zupełnie innego. Co się w tej sprawie stało?

A ja właśnie mówię, że pan odnosi się do sprawy mało istotnej. Jeszcze raz - jakie znaczenie dla Polski ma wybór Donalda Tuska?

Panie ministrze, nie, ja rozmawiam teraz z panem o Wersalu, gdzie była mowa o dwóch prędkościach Unii Europejskiej. Bardzo istotna sprawa.

Pan mnie chyba nie słucha, jeszcze raz powtórzę.

Absolutnie to nieprawda.

Te państwa, które tam się spotkały, same chcą decydować o tym, co się w Unii dzieje. I pytanie jest takie, czy inni na to pozwolą, czy nie. My się na to nie zgadzamy.

„Prasa niemiecka wyraźnie skreśla ambasadora Przyłębskiego. Dlaczego to robi? Jakim jest ambasadorem z punktu widzenia niemieckiego? Niewygodnym” – stwierdził w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Andrzej Dera. Prezydencki minister mówił, że przed wydaniem werdyktu w sprawie ewentualnej współpracy dyplomaty z SB należy poczekać na oświadczenie IPN. „Prezydent miał informację, że nie było zastrzeżeń do oświadczenia lustracyjnego pana Przyłębskiego. (Był poinformowany) przez odpowiednie organy w państwie” – deklarował polityk. Marcin Zaborski pytał też o tzw. konwencję antyprzemocową Rady Europy. „Jest ona źródłem prawa i powinna obowiązywać” – ocenił Dera, jednak dodał, że „są w tej konwencji bardzo niebezpieczne zapisy ideologiczne”. „Ja myślę, że dojdzie do tego wcześniej czy później, że przestaną te zapisy obowiązywać” – powiedział minister w Kancelarii Prezydenta.