​Takich miejsc prawdopodobnie w Polsce już nie ma, albo są unikatem. Pod budynkiem chełmskiego "gmachu" funkcjonuje wciąż schron. Sprzęty zainstalowane w nim w latach 70. i 80. nadal działają. Pomieszczenia wyglądają tak, jakby zatrzymał się w nich czas.

Chełmski "gmach" - bo tak o nim wszyscy mówią - wybudowano go jeszcze przed II wojną, ponieważ to właśnie w Chełmie miała się mieścić wschodnia dyrekcja Polskich Kolei Państwowych. Jak się okazało, już wtedy przewidziano schrony w podziemiach. Po wojnie cały czas mieściły się w nim instytucje państwowe, a po utworzeniu 49 województw - Urząd Wojewódzki. I z tym okresem związana jest historia tego, co możemy podziwiać. 

W schronie powstało centrum kierowania w przypadku wszelkiego rodzaju zagrożeń, łącznie z atomowym, dla dawnego województwa chełmskiego. O mały włos tego miejsca nie zlikwidowano, tak jak stało się to w przypadku większości takich miejsc w Polsce. Ocalał m.in. dzięki Waldemarowi Pietraszykowi - niegdyś pracownikowi  Wojewódzkiego Inspektoratu Obrony Cywilnej z ramienia wojewody chełmskiego, a obecnie pracownikowi archiwum - delegatury Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. 

Dzięki jego zaangażowaniu schron ocalał i wygląda imponująco. Stanowisko kierowania z czerwonym telefonem - prosto do Warszawy, mapy zagrożeń z zapalającymi się lampkami, sterowanie syrenami alarmowymi. Udało się też zachować oryginalne urządzenia do pomiaru skażeń, czerpnię powietrza. Wszystko jest zachowane w idealnym i niezmienionym stanie od czasów, gdy to miejsce przystosowano i wyposażono na potrzeby centrum kierowania. 

W założeniach, gdy w dawnym województwie chełmskim miał wystąpić jakiś kataklizm, zagrożenie, nalot, a nawet - jak przewidywano - atak bombą atomową, wojewoda schodził do podziemi, zamykał się wraz z obsługą w schronie i stamtąd dowodził akcją Obrony Cywilnej. Z Warszawą można było połączyć się poprzez wciąż działającą radiostację "OKA 102" bądź też bezpośrednio - czerwonym telefonem. Do dyspozycji był również samolot, który latał nad terenami objętymi klęską i raportował na bieżąco, jak wygląda sytuacja. Stąd wydawane były dyspozycje do jednostek Obrony Cywilnej, które działały w terenie. 

Wnętrze schronu wygląda tak, jakby czas w nim się zatrzymał. Pierwsze, co uderza, to wystrój. Boazeria na ścianach, drewniane gabloty z szybami. Drukowane ogromne mapy, a na nich lampki, które ręcznie zapalano odpowiednimi przyciskami z pulpitu sterowania. Teraz to wszystko sprowadzałoby się do jednego, czy dwóch komputerów i monitorów. To wszystko robi niesamowite wrażenie. Bez żadnej dekoracji można by tam kręcić filmy z lat 70 czy 80. 

Miejsce niesamowite zwłaszcza dla miłośników takich miejsc, których nie brakuje, a dla wszystkich - ciekawa lekcja historii. Jak to działało, jak zamierzano zajmować się ludnością cywilną w przypadku np. wybuchu chemikaliów, czy ataku jądrowego. Historia "zimnej wojny i PRL" w pigułce. A w każdym razie jeden z jej aspektów. Być może schron kiedyś będzie udostępniony zwiedzającym, ale co najwyżej raz, czy dwa w miesiącu. Na razie otwiera swoje drzwi bardzo rzadko i tylko dla grup z chełmskich szkół, tak więc poza nimi nikt nie ma szansy go zwiedzać.  Tym bardziej zobaczcie więc zdjęcia i filmy. My tam byliśmy.

(ph)