Grzyby z Korei Północnej nie są radioaktywne. Poddane kwarantannie i zbadane, zostały oczyszczone z podejrzeń. Niepewność zasiali uciekinierzy z Północy. Twierdzili bowiem, że zbiór może pochodzić z okolic Punggye-ri w górach Hamgyong. To tam, skazani na dożywocie wraz z rodzinami wywrotowcy, więzieni w ogromnym, większym niż Warszawa, obozie koncentracyjnym nr 16, zbudowali podziemny kompleks wojskowy. Dzięki powtarzanym przez długie lata podziemnym próbom jądrowym w Punggye-ri, ziemia rodzi tam ponoć najdorodniejsze grzyby matsutake, które obok bajecznego smaku, powinny wykazywać działanie raczej antynowotworowe.

Grzyby ofiarował sam przywódca Północy Kim Dzong Un. Podarował Południu w geście dobrej woli aż dwie tony tego specjału. Trzeba wiedzieć, że to było poświęcenie, gdyż eksportowane do Chin, są dla reżimu źródłem bezcennych dewiz.

Matsutake są od dawna ogromnie cenione w Japonii jako przysmak, środek zwalczający raka oraz składnik odmładzających kosmetyków. Cena tych grzybów dochodzi do tysiąca dolarów za kilogram świeżych i kilku tysięcy dolarów za kilogram młodych suszonych okazów.

Grzybki są również cenione w Chinach i Korei. Na dwóch tonach matsutake, gdyby trafiły do Chin, reżim zarobiłby jakieś 100 tysięcy dolarów. Kim przekierował więc grzyby na południe, odżałował kasę, w imię zrobienia dobrego wrażenia. 

Władze Południa, po poddaniu grzybów kwarantannie, zdecydowały się rozdać je członkom rozdzielonych przez granicę rodzin. Południowokoreańska prasa i internet żywo interesuje się teraz grzybowym gestem. Kiedy jeden z obdarowanych postanowił sprzedać podarunek od tyrana, opinia publiczna zawyła z oburzenia, oskarżając jegomościa o niszczenie szczytnej idei. Na zdjęciach pozują więc teraz rozdzieleni seniorzy, płaczący do wyściełanych pudełek z grzybkami.

Trudno przy tym ocenić, czy to łzy wzruszenia podarkiem, czy bardziej bezsilności wobec daru od dyktatora. Ten ostatnio zaczął wzbudzać w globalnych masach coś w rodzaju sympatii dla krnąbrnego uczniaka, który chce poprawić stopnie z zachowania, a przecież ludziom, którzy nie widzieli bliskich od dziesięcioleci, pozostaje wyobrazić sobie dołączony do pudełek list od korpulentnego urwisa o treści mniej więcej takiej: "Twoja rodzina w najlepszym razie siedzi sobie w naszym obozie koncentracyjnym, ale bardziej prawdopodobne jest, że raczej leży; w masowym grobie. Masz za to grzybki, bo akurat potrzebuję ocieplić wizerunek." 

Warto dodać, że według chińskiej prasy, mieszkańcy Korei Północnej, którzy nie siedzą akurat w żadnym z obozów, oddają się namiętnie grzybobraniu. Podobno w zamian za grzyby można w skupie dostać od władz podstawowe artykuły żywnościowe.

Warto też dodać jeszcze jedną informację, która uzasadni tytuł tego tekstu. Otóż matsutake rośnie również w Ameryce Północnej i Kanadzie, gdzie ludzie zbierają je, by sprzedać firmom wysyłającym przysmaki do Japonii albo miejscowym smakoszom. Ten grzyb, który rośnie na grubej warstwie igliwia pod starszymi sosnami, występuje też w Skandynawii i Rosji, skąd sprzedawany jest do Chin.

No i właśnie... Gąska sosnowa - bo tak nazywana jest matsutake w naszym języku - kiedyś uważana za rodzaj opieńki, a potem przeniesiona przez naukowców do rodziny gąskowatych - na pewno rosła na północy Polski w latach 20., bo wtedy naukowcy ją zasuszyli i opisali jedno jej stanowisko..

Od tego czasu się o niej nie wspomina. Uważa się, że na dobre wybyła z naszych lasów, ale skoro rośnie w Szwecji i Finlandii, a także w Czechach, zaś rosyjska prasa opisuje, że znawcy wynajdują ją nie tylko na Syberii, ale też w Obwodzie Kaliningradzkim, to kto wie, może jak się dobrze popatrzy, to się znajdzie gąski matsutake pod sosnami na Mazurach.

Zatem, drodzy grzybiarze, szukajcie Tricholoma matsutake. Przy okazji pomyślcie o więźniach obozu nr 16.