"Publiczność w Filharmonii Narodowej to bardzo niejednorodne towarzystwo. Konkurs Chopinowski chwilami wygląda jak tramwaj. Są ludzie, którzy wskakują nagle"- mówi gość „Dania do Myślenia” w RMF Classic socjolog, antropolog prawa i obyczajów i obserwator Konkursu Chopinowskiego prof. Jacek Kurczewski. "Są aficionados – miłośnicy konkursu, którzy wiedzą wszystko. To rodzaj salonu, gdzie dobrze się pokazać. Jest też trochę osób, przypadkowych. Można powiedzieć, że to bardziej wyjątkowe wydarzenie, niż wybory"- uważa profesor. Jak publiczność powstrzymuje kichanie i kaszel? "Dobrze to sobie przećwiczyć"- odpowiada gość RMF Classic. "Niestety niektórzy biorą wodę i myślą, że to jest ratunek podczas, kiedy w naszej filharmonii służby natychmiast ją konfiskują"- dodaje prof. Jacek Kurczewski.

Tomasz Skory: Gość - prof. Jacek Kurczewski, socjolog, antropolog prawa i obyczajów i człowiek, który z widowni śledził zmagania trzeciego etapu Konkursu Chopinowskiego. Pan nie jest muzykologiem, pan nie liczy taktów, nie tropi błędów - z przeproszeniem pedalizacyjnych - ani agogicznej przesady...

Prof. Jacek Kurczewski: Nie. Broń Boże. Czasem ucho mnie boli, jak ktoś, coś...

Sam pan mówi, że na muzyce nie specjalnie się zna. To co pana przyciągnęło do konkursu?

Ja jednak lubię muzykę i często słucham, codziennie, więc z drugiej strony jestem przykładem takiego amatora-dyletanta, który to lubi.

Jako amator-dyletant, ale i antropolog pewnie ma pan jakieś obserwacje dotyczące publiczności w Filharmonii Narodowej. To jest dość dziwne zgromadzenie. Jakby pan opisał to niejednorodne przecież towarzystwo?

Bardzo niejednorodne, bo konkurs to chwilami wygląda jak tramwaj, bo są ludzie, którzy wskakują nagle. Osoba, która zaraziła mnie paskudną wersją kataru, to była pani, która wskoczyła wyraźnie na jeden występ. Koleżanka ją zabrała potem na szczęście dla reszty publiczności i wyszły. Czyli była dosłownie przechodnim takim.

Duża rotacja rozumiem jest?

Z drugiej strony są ludzie, którzy są zawsze i to nie tylko na konkursie. Są tacy.

To jest dość szczególna grupa, wbrew oczekiwaniom, wcale nie kojarząca się - tak na oko - z  nobliwą i trochę sztywną publicznością filharmonii. Myślę, że może przegapiliśmy jakieś przemiany obyczajowe. Muzyka klasyczna trafiła pod strzechy, skoro nie trzeba już jej słuchać we fraku, sukniach specjalnie okazałych. Po prostu można w swetrze, dżinsach...

Wie pan, ale w swetrze, to może i hrabia przyjść, to nie jest problem. Dopiero niedawno przecież dyrektor La Scali, parę lat temu  napisał do widzów  z prośbą, żeby zakładali krawaty... Generalnie nastąpiło takie rozprężenie, jeśli chodzi o strój. Za tym rzeczywiście kryje się zróżnicowanie. Moja młodsza koleżanka powiedziała mi, że kiedyś spotkała w parku osobę, która zachwycona muzyką Chopina pytała się, gdzie on  mieszka, bo chciała go odwiedzić... Także wie pan... To jest dobry przykład demokratyzacji... Ja podejrzewam, że na konkursie nie było takich, którzy patrzyli w stronę jury, czekając na pokazanie się autora...

Raczej nie. Ale... Panie profesorze, szlachetna Księżna Takamado, żona cesarza, obok nieco - powiedzmy - egzaltowanych studentek, są młodzieńcy z ogniem w oczach, obok barczystych funkcjonariuszy ewidentnie azjatyckiej bezpieki w skórzanych kurtkach... Jacyś chińscy dżentelmeni... To musiało być zajmujące widowisko dla takiego obserwatora jak pan

Ja się zastanawiałem nad tymi rodzajami publiczności. Rzeczywiście są aficionados - ładny termin, może kojarzący się bardziej z walkami byków i Hemingwayem, ale właśnie tacy naprawdę miłośnicy konkursu, którzy wiedzą wszystko, studiują wszystko, jest też taka część, która przychodzi, dlatego, że jest coś w rodzaju salonu, w którym dobrze się pokazać, zwłaszcza im później, im dalej w las, im wyżej, tym częściej chyba ta...

Tak by pan tłumaczył wizytę pani Szydło?

Nie. Broń Boże. Mówimy o muzyce, nie o polityce.

Dobrze.

Natomiast, jest też trochę osób przypadkowych, ciekawych. Są w Warszawie na przykład przejazdem, w końcu to jest wielkie wydarzenie, raz na pięć lat, więc bardziej nawet wyjątkowe niż wybory, można powiedzieć.

To prawda, masa ludzi zadaje sobie tymczasem pytanie, tak sprzed telewizora, sprzed aplikacji, sprzed komputera - jak to jest powstrzymywać kichanie, kaszel, chrząkanie? Przez 50 minut np., żeby nie przeszkadzać pianiście albo jak się udaje unikać dzwonienia komórek, tej zmory wszystkich sal.

Wie pan, ja chodzę co tydzień do filharmonii, to mam pewien trening, np. wiem, które cukierki działają lepiej, a które gorzej. Nie będę tutaj reklamował, natomiast dobrze to sobie przećwiczyć i mieć coś takiego, bo to prawdopodobnie sam fakt, że się zaczyna wykonywać to ssanie, to może pomagać. Niestety niektórzy biorą wodę i myślą, że to jest ratunek, podczas kiedy w naszej filharmonii służby natychmiast wyłapują wodę i konfiskują albo każą ją schować.

To dość zabawne. O czym się rozmawia podczas przerw w czasie Konkursu Chopinowskiego? Wszyscy zachowują powściągliwość filharmonijną, czy są wybuchy emocji?

Są wybuchy emocji, ale też to jest skomplikowana sprawa, dlatego, że są takie szczeble, swoista hierarchia. My zawsze chcielibyśmy wiedzieć, co myślą krytycy a krytycy z kolei chcą wiedzieć, co myśli jury. I to wcale nie jest tak, że to jest jakaś jedna, zamknięta społeczność ludzi, którzy wiedzą wszystko i druga takich profanów, którzy nie wiedzą i najwyżej mogą podsłuchać. Wszyscy się nawzajem podsłuchują, to jest bardzo zabawne, a krytycy szczególnie muszą uważać, dlatego, że jest cały czas konkurencja. To widać, jak siedzą i nagle - bach! Jest to zdanie, które można wsadzić jako oryginalne. Broń Boże nie można go sprzedać wcześniej przed drukiem albo przed występem w RMF...

Panu się zdarzyło zajmować miejsce tuż za jury, mówiąc dokładniej za Garrickiem Ohlssonem i Piotrem Palecznym - to tak a propos, że wszyscy chcieliby poznać zdanie jury. Czy członkowie jury dają jakoś poznać, co myślą o danym wykonaniu, o pianiście? Rozmarzają się albo z dezaprobatą kręcą głową?

Nie, nie, pod tym względem się kontrolują, ale widać, zwłaszcza u takich bardziej ekspresyjnych pianistów, nie będę nazwiska wymieniał, jak nagle zaczyna noga trochę galopować wyraźnie. Albo ktoś się tak budzi, jakby zewnętrznie. Co tu dużo mówić, ja to dobrze wiem, pół wieku prawie egzaminując. Jak się siedzi i się słucha, to człowiek jest w stanie oceniać, ale tak naprawdę jest w takim dziwnym stanie nieważkości i dopiero jakaś ciekawa wypowiedź wyrywa. I to widać, jak organizm rusza nagle i podrywa, powiedziałbym z większym skupieniem działa.

Czy Konkurs Chopinowski jest modny? Kto go wygra? Przeczytaj całą rozmową na www.rmfclassic.pl